Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
człowieknieustanniedomniepisze,kiedyrozporządzamjego
moralnością,wtedyznajdujęukojenie,aprzynajmniejznalazłbym,
gdybymzaraznieobjąłpiecząkolejnego.Całkiemciekawe,
nieprawdaż?Skoromowaomłodzieńcachztowarzystwa,nieznasz
żadnegoztych,którzytuprzychodzą?–Nie,kochaniutki.A,owszem,
jestjedenwysokibrunet,wbinoklach,ciąglesięśmiejeiwodzi
oczami.–Niewiem,kogomasznamyśli”.Jupienuzupełniłportret;
pandeCharlusniemógłdojść,okogochodzi,niewiedziałbowiem,
żeekskamizelkarztojednaztychosób–liczniejszych,niżsięsądzi
–któreniepamiętająkoloruwłosówinnychludzi.Ponieważjednak
wiedziałemotejprzypadłościJupiena,zamieniłembruneta
nablondynaiwówczasportretdoskonalepasowałdodiuka
deChâtellerault.„Wracającdokawalerówspozapospólstwa–podjął
baron–ostatniozawróciłmiwgłowiedziwnymłodzian,rozgarnięty
drobnomieszczanin,nadzwyczajwobecmnieniegrzeczny.Jakgdyby
niemiałpojęciaomojejniezwykłościaniotym,żesamjest
mikroskopijnymbakcylem.Mniejszaoto,tenosiołekmożeryczeć
dowolinawidokmojejdostojnejszatybiskupa.–Biskupa!”
–krzyknąłJupien,którynicniezrozumiałzostatnichzdańpana
deCharlusa,leczsłowo„biskup”wprawiłogowosłupienie.„Ale
toniekwestiareligii–powiedział.–Mamtrzechpapieżywrodzinie
–odparłpandeCharlus–iprawodoczerwonejdraperiidzięki
tytułowikardynalskiemu,jakożebratanicamojegowujecznego
dziadkakardynałaobdarzyłamojegodziadkatytułemdiuka,który
substytuowano.Widzę,żeśgłuchynametaforyiobojętnynahistorię
Francji.Zresztą–dodał,nietylechybagwolizakończenia,ile
przestrogi–pociąg,jakiodczuwamdomłodychosób,któreprzede
mnąuciekają(zestrachu,rzeczjasna,gdyżtylkoszacunekzabrania
imwykrzyczeć,żemniekochają),wymaga,bymogłysięwykazać
wysokąpozycjąspołeczną.Ponadtoichudawanaobojętnośćmoże
mimotowywołaćskutekdokładnieodwrotny.Głupioprzeciągana