Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Nictakiego,typierwszy–odparła.
–TakwłaściwietoprzyszedłemwsprawieławkiAlexa.
Zmarszczyłabrwi.
–Nowiesz,tejwparku…InicjatywarodzinytreneraCallarda…
DlaupamiętnieniaAlexa…Dostałemdziśranomaila,żejużtamjest.
Chceszjązobaczyć?
Chciałemzapytać,czychcezobaczyćjązemną,alewtedy
brzmiałobytotak,jakbympróbowałzaprosićjąnarandkę,aprzecież
takniebyło.Ktozapraszałbydziewczynęnarandkę,żebyzobaczyć
ławkępoświęconąpamięcijejzmarłegochłopaka?
–Wycho
dzinato,żety,Hobbs.Wła
śnietozro
bi
łeś.
Nieteraz,Alex.
–Dzisiaj?
–Eee…jasne,czemunie?
Niewiem,dlaczegotozabrzmiałojakpytanie.Przecieżtobył
jedynypowódmojegonajścia.Toznaczyodwiedzin.
Rozpromieniłasię,jakbywjejoczachzzachmurwyszłosłońce.
Błysnąłteżjejzniewalającyuśmiech.TowłaśniebyłaSarah,jaką
znałemzdomuMcKennów.Dziewczyna,którachodziłapotarasie
wczarnymbikiniizajmowałamojemyśliprzezznacznączęść
pierwszejklasyogólniaka,nawetzanimzdałemsobieztegosprawę.
ZanimzostaładziewczynąAlexa.
–Tyleżedopierozagodzinękończępracę–powiedziała.
–Wporządku,mogęwrócićzagodzinęalboposiedziećtutaj.
–Okej,zostań,jeślichcesz.Możemaszochotęnacośdopicia?
–Aha,jasne,możewodę?
–Nuuuda–powiedziałazaczepnie.–Atakserio,wybierzsobie
cośzkarty.Jastawiam.
Spojrzałemnamenunapisanefikuśnympismemnatrzechdużych
tablicachkredowych.Obrazmisięrozmazywał.Słowapłynęły.
Dlaczegobyłemtakzestresowany?Nawetkiedywmeczu
omistrzostwokończyłnamsięczas,awciążprzegrywaliśmy
sześciomapunktami,denerwowałemsięmniejniżteraz.
–Okej,możewtakimraziepozwól,żecięzaskoczę–przerwała
mojerozmyślania.–Znajdźsobietylkojakieśmiejsce.
–Spoko–odparłem,choćwtymmomenciebyłemcałkowitym
zaprzeczeniemtegosłowa.
Lokalbyłprzepełniony.Zauważyłemjakiśwolnystolikprzyoknie,
więcskierowałemsięwjegostronę.Dużyzielonyfotelobityczymś,
cowyglądałojakaksamit,okazałsięzaskakującowygodny.