Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
AnetaRzepka:SonataomarzeniachRW2010
–Onawydałatepieniądze–szepnęłaNatalia,wpatrującsięwswojedłoniei
szukającnieistniejącegobrudupodpaznokciami.–Niewiemnaco.Niechciałami
powiedzieć.
–Pożyczymyjej.Odda,jakzapracuje.Załatwiszjejnaferieiwakacje
zastępstwowSłodkimPrzystanku.Tamzawszebrakujerąkdopracy.
–Tociężkikawałekchleba.
–Dlaciebieniebyłzaciężki.
–Jabyłamstarsza,kiedytampracowałam.
Marcinzacisnąłpalcenadłoniżony.
–Poradzisobie.Niemożemytrzymaćdzieckapodkloszem,niechpoznasmak
dorosłości.
–Wolałabymdaćjejtepieniądze.
–Teżbymwolał,aleIzanasonieniepoprosiła.Niechwięcterazidziedopracy
izobaczy,żeforsanierośnienadrzewach.
–Marcin,dlaczegoonatozrobiła?–Nataliaspojrzałamężowiwoczy,mając
nadzieję,żeodpowienapytanie,którenajbardziejjąmęczyło.–Martwięsię…
–Jateż–wyznał.–Musiałosięwydarzyćcośzłego.
–Amożejapoprostuniejestemdobrąmatką?–wybuchnęłanagleNatalia,apo
jejpoliczkachpopłynęłyłzy.–Niepotrafiłamjejwychować!Zobacz,doczego
doszło!
–Przesadzasz,kochanie.Zresztąwychowywaliśmyjąrazem,więcoboje
ponosimyodpowiedzialność.
–Jakośmnietoniepociesza–mruknęła,wzruszającramionami.
–Narozrabiała,alejeszczewyprowadzimyjąnadobregoczłowieka–tłumaczył
spokojnieMarcin.Starałsięzachowaćzimnąkrew,conieznaczy,żeniebył
zdenerwowany.Drżałymuręceipiekłypoliczki,zupełniejakbysamnarozrabiał.–
No,przecieżmyteżniebyliśmyświęci.Zobaczysz,wszystkosięułoży.Zamiast
11