Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Skorośmywrócilidodomu,byłojużpóźno,robotniceodeszły.
Lampaoprzyćmionympłomyku,oczekiwałanasnadużym
krawieckimstole.Całamojadrobnawyprawka,zupełniejużgotowa,
leżałastaranniezłożona.Każdyztychprzedmiotówprzedstawiał
pewnąkwotępieniężnązdobytązniezmiernymtrudem,długie
czuwaniewnocpóźną,niekiedydorana.Mężczyzna,którysprawia,
żeubogadziewczynazostajematką,iktóryskazujetękobietę
nautrzymywaniedzieckawłasnąpracą,czyliwie,zaprawdę,
coonczyni?
Matkausiadła,wzięłamięwramiona,jazłożyłemgłowęnajej
piersi,izgodzinętakmożeprzesiedzieliśmywmilczeniu,ona
zadumanaoprzeszłościbazwątpienia,janiemyślącyoniczem,
oddanyjedyniepoczuciubłogościobecnej.
–Chceszbyćgrzeczną,mateczko?–zapytałem,gdyprzyszłapora
udaniasięnaspoczynek,pozwólmidzisiajspaćztobą.
Byłemniezmierniewątływniemowlęctwiemojem.Matka,która
karmiłamięsama,kładłamięzawszeprzysobie.Zwyczajten
przeciągnąłsiędlamnieażdolatsześciu.Następniestawałosię
torodzajemnagrody,jeślimbywałwyjątkowogrzeczny,lub
wynagrodzenia,skoromirozrywkęjakąobiecano,aktórejnastępnie
dlabrakupieniędzylubczasuodmówićmibyłopotrzeba.Wtedy
wypraszałemumatkipozwoleniespaniazniąrazem,izanadejściem
wieczorubiegłemdopokojusypialnego,itamdostawszysiędojej
łóżka,przewracałemsięponiem,trzepocącsięjakryba,codopadnie
wody,ażwreszciezasypiałemtymsnemgłębokim,spokojnym,
coniestety!dziecięctwajesttylkoudziałem.Poskończonejpracy
matkaostrożniekładłasiękołomnie,inazajutrzbudziłemsięwtem
samempołożeniu,zustaminajejręce,którątrzymałemwoburękach
moich.Tatonadewszystkochwilaprzebudzeniabyładlamnieuciechą
prawdziwą:swawoliłemznią,rozplatałemjejwłosy.Śmieliśmysię
oboje:ona,cisnącmięsilniewramionach,mówiła:–Jakjaciebie
kocham,mojedrogiedziecko!