Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałIV
Naszpitalnychkorytarzachpanujeprzedziwnyzapach
zgnuśniałejczystości.Wpierwszejchwiliwyczuwasię
antybakteryjnepreparaty,apotemichchłodnyisterylny
zapachmieszasięzesłodkościąmleka,dojrzałychjabłek
idusznychoddechów.Wszystkołączysięzesobąitrudno
wkońcudociec,czypachnieszpitalem,czydworcem.
Marcelinaszłakorytarzem,wpatrzona
wpokratkowanieposadzki.Jejmyślitoczyłyżmudną
walkę.NaOIOM-ieleżałjejMąż;alegdybynieten
wypadek,wieczoremitakpowiedziałby,żeodchodzi
odniej.Więccozaróżnica?Bezwzględunaokoliczności
itakwczorajstałasiękobietąsamotną,wlokącązasobą
niedomkniętąwalizkęuczuć.Żyłymiłościpodcięłajej
podsłuchanarozmowaMężazinnąkobietą.Możegdyby
nieodebrałatamtegotelefonu,przeżywałabyteraz
bardziejto,cosięstało?MożeszłabyterazdoMęża
obleczonacałunemwspółczuciaipanicznegolękuojego
życie?Tymczasemkroczyłaszpitalnymkorytarzemjak
gipsowalaleczka.Bezserc,bezducha.Szkielet
bezdusznejkobiety.
Niewierzęwmiłośćmiędzykobietąamężczyzną
pomyślałaprzekornie,przekraczającprógoddziału.
JejMążbalansowałmiędzyżyciemaśmiercią.
Wyjątkowoniekorzystniewyglądał.Takasinożółtaskóra
napewnoniespodobałabysięjegokochance.Topewnie
dlaniejzamykałsięostatniowkapsulesolarium.
Marcelinaodpewnegoczasuzauważyławzmożoną
pigmentacjęjegoskóry.
Tojeszczezlatawyjaśnił,zapytany,skądnanim
tenbrązwśrodkustycznia.
Niewierzyła.Przeczuwałacoś,aleniedrążyłatematu,
jakbyto,conienazwane,nieistniało.
Widokcierpiącegomężczyznyzabolał,aleinaczej.Ból
podzieliłsięnadwieczęści.Jednaznichbyłarozpaczą
porzuconejkobiety.