Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zotaczającejmnierzeczywistości.Zwróciłemuwagę,żeodjakiegoś
czasudrążędłońmipokieszeniach,którejużpuste,gdyżwszystko
znichwyjąłem.PopatrzyłemnadosyćdużykopczykBratuszkiina
kopczyk,któryułożyłemzrzeczywyjętychzmoichkieszeni.Nieza-
przeczę,teżbyłownimkilkakapsli,alenieokapsletuchodziło,tylko
ojakieśdlamnieobcekluczeorazkartkęzlogoChampiona.Szybko
pochyliłemsięnadswojądziałkąfantówijeszczeszybciejniepostrze-
żeniepodsunąłemkluczeikartkęzadresemnakopczykBratuchy.
-Witalik!Ato,cotojest?Nietegoszukasz?
Bratuchaodwróciłsiętakszybko,żeomałoniewpadłdowaliz-
ki.Szybkopodniósłklucze,schowałdokieszeniiwyprostowałkart-
kę,którabyłazłożonawniedużąkosteczkę,anaktórejwidniałologo
baruChampion.Tologopoznałbymwszędzie,ponieważchodziłem
dotegobaru,możnabyrzec,całestulecie.No,możeniestulecie,ale
paręlat,praktyczniekażdegodnia.TwarzBratuchynaglerozpro-
mieniałaizczerwono-wkurwionejstałasięikonąspokoju,dosłow-
niewidaćbyło,jakschodzizchłopazłepowietrze.Musiałtostrasznie
przeżyć,bousiadł.Przypomniałemsobie(odziwo,bozpamię-
ciąumnieróżnie)jakBratuchaprzekazałmiwbarzekluczeikart
-
zadresem,mówiąc:
-Adam,uciebiebędąbezpieczniejsze,tylkoniezapomnij,żecije
dałem,tarataratara.
Wsumiemożnapowiedzieć,żebyłybezpieczne.Dojechałyzemną
naUkrainę,prawiedomiejscaprzeznaczenia.Istniałooczywiście
ryzyko,żemożemyjestracićpodrodzedomieszkania,więckazałem
Bratuszcepilnowaćichjakokawgłowie,dodającprzytym:
-Bratucha,niepijemyżadnegopiwka,dopókinietrafimypodwła-
ściwyadres.
Witalikprzyłożyłrękędosercaipowiedział:
-Przysięgam,Adam,żadnegopiwka,dajęcisłowoiprzepraszam.
-Spoko,Bratucha,każdemumogłosięzdarzyć,nieprzeżywaj.Ufam
ci,przecieżjesteśmoimprzewodnikiemiopiekunem.Wiedziałem,
40