Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
Nierozumiał.Najpierwzresztąbyłototylkolekkiezdumienieiirytacja,stopniowo
przechodzącewlęk.Nierozumiałprzedewszystkim,cosięstało.Pamiętałdoskonale,że
weszlidotegopomieszczenia,któretrudnobyłonazwaćsalączypokojem,raczejklatką.Że
stanęlipośrodku.Rozglądałsięwówczaszumiarkowanąciekawością;prawdęmówiąc,
śpieszyłomusięiwolałbyjużwrócićdodomu.Patrzyłjednakdokoła,dostrzegłścianygołe,
szare,wydałymusięzjakiegośmetalu.Podłogateżbyłataka,twardaizimna.Sufitwisiał
nisko,niewięcejniżdwametrynadgłową.
Podszedłdojednejześcian,postukał.
Żelazobetonmruknął.Awentylacja?
Nieotrzymałodpowiedzi.Pomieszczenieniemiałookien;powietrzepłynęłoskądś
niewidocznymotworem,aleskąpo.
Dusznotuzauważył.
Znowubrakodpowiedzi.Dopierokiedyodwróciłsię,spostrzegł,żejestsam.Dziwne,
alenagładkiejpowierzchniścianniemógłdojrzećdrzwi,którymiprzecieżprzedchwilą
weszli.Zrobiłkilkaniezdecydowanychkrokówwprawo,potemwlewo.Miałochotę
krzyknąć;głupieuczuciewstydu,żesięboi,zamknęłomuusta.Obszedłścianywokoło,
wodzącrękąpometalu,aleniewyczułklamki,kontaktuczyukrytegozamka.Jeżelibył,toz
tamtejstrony.
Wtedyaśniepoczułstrach.Czytozłudzenie,żejegociało,zwłaszczaklatka
piersiowa,szyja,mięśnierąkinóg,zaczynawniepokojącysposóbdrgać?Iżetodrganie
absolutnieniezależneodjegowolipotęgujesię?Coraztrudniejmubyłooddychać,dławiło
wgardle.Zacząłkrzyczeć,aległosjakbyzamierał.Dokołapanowałacisza.
Raptempodłogazakołysałasiępodnogami;straciłrównowagęiupadł.Pochwiliwstał,
próbującmimowszystkozrozumieć,cosięznimdzieje.Chwiałsięjakpijany.Terazjuż
wiedział,żetoniepodłogasiękołysze;toonmacorazsilniejszezawrotygłowy.Wuszach
narastałszum,biłydalekiedzwony.
Pomyślał,żewtejżelaznejklatceznajdujesięjakiśtrującygaz.Pociągnąłnosem,ale
niewyczułżadnegozapachu.Gazmógłbyćjednakbezwonny,oszałamiającyjakzłowrogi
narkotyk…Którędyprzedostawałsiędopomieszczenia?Przezsufitczyukryteszparyw
ścianach?
Przetarłoczy,którezaczęłaprzesłaniaćszaramgła.Spojrzałwbok,naścianępoprawej
stronie,izmartwiał.Ścianaciężka,metalowa,osadzonanabetoniepochylałasię,
falowała.Jużniemógłkrzyczeć,zaschłomuwgardle.Wytężającresztkisił,prawiena
czworakachpodpełznąłdotejściany,bomożezaniąbyłowyjściezprzeklętegokręgu
dławiącejtrucizny.Usiłowałzachowrównowagę;podniósłsię,przyjrzałiterazdopiero
dostrzegł,żenaścianiewisiszarazasłona,napierwszyrzutokaniewidocznaitak
przylegająca,żeniewyczułjej,przesuwającpalcamiwposzukiwaniudrzwi.
Zasłona!Awięczaniąnapewnodrzwi,tamtędymusieliwejśćitamznajdzie
ocalenie.Bólwcałymcielestawałsięniemożliwydozniesienia.Dygocącymipalcami
dotknąłzasłony,zwielkimtrudemodsunąłbrzeg.Dalejzobaczyłdrobną,metalowąsiatkę.I
właśniezaniącośkołysałosię,falowało.Jakiśgigantycznytłokczymembrana.ToCOŚ
oddychałorytmicznie,bezszelestnie.Jakpotwór.
Chwyciłygotorsje,ogarnęłoprzeraźliwezmęczenie.Osunąłsięnapodłogę.Przed
oczamijużniemiałszarejmgły;terazwidziałczerwoneognistepłaty,wirującezogromną
szybkością.Bóldoszedłdogranicywytrzymałościiprzekroczyłją.
Rozdział1
2