Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Verlocszedłswojądrogą,niezacierającrąkzzadowolenieminie
mrugającsceptyczniedoswychmyśli.Stąpałciężkopobruku
wbłyszczącychtrzewikachiwyglądałjakzamożnyrzemieślnik
posiadającywłasnywarsztat.Możnagobyłowziąćzapierwszego
lepszegomajstra,odramiarzapoślusarza,zapracodawcęwskromnym
interesie.AlebyłprzytymwpanuVerlocujakiśrysnieokreślony,
któregożadenrzemieślniknienabyłbypodczasswejpracy,choćby
wykonywałnajmniejsumiennie:ryswspólnytym,cożerują
nawystępkach,głupociealbotchórzostwie,rysmoralnegonihilizmu,
właściwyludziomprowadzącymszulernielubdomypubliczne,
acechującyrównieżprywatnychdetektywówiwywiadowców,
szynkarzy,sprzedawcówelektrycznychpasówprzywracającychsiły
iwynalazcówpatentowanychleków.Codoowychwynalazcównie
mampewności,botegotakdaleceniezgłębiałem.Zdajemisięjednak,
żewyraztwarzytychludzimożebyćpoprostuszatański;wcalebym
siętemuniedziwił.Chciałemtylkozaznaczyć,wyraztwarzypana
Verlocadalekibyłoddemonizmu.
NiedochodzącdoKnightsbridge,panVerlocskręciłwlewo
zrojnejgłównejulicy,tętniącejhałasemrozkołysanychomnibusów
iwozówtoczącychsięszybkowśródprawiebezgłośnej,chyżejfali
dwukołowychdorożek.Podkapeluszemzsuniętymlekkozczoła
wyszczotkowanewłosypanaVerlocaułożyłysięgładkoikornie,
albowiempanVerlocmiałsprawęzpewnąambasadą.Nieugiętyjak
skałazrodzajutychmiększychskałkroczyłterazulicą,która
zasługiwaławpełninanazwęzacisznej.Wjejszerokości,pustce
iobszarzetkwiłmajestatmartwejprzyrody,któraniepodlegaśmierci.
Jedynymnapomknieniemośmiertelnościbyłakaretkajakiegoś
doktora,stojącawewzniosłymosamotnieniutużobokchodnika.
Wyczyszczonekołatkiudrzwibłyszczałyjakokiemsięgnąć,czyste
oknalśniłyciemnympołyskiem.Nicsięnieporuszało.Leczotowózek
zmlekiemzaturkotałhałaśliwieiprzeciąłwgłębiulicę;zzawęgła