Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jejsięjakbypolepszyło,aleznówwracaływszystkie
dolegliwościitozezdwojonąmocą.
Zdarzająsięczasemburzezimą.Grzeszolski
odstawiłkufel.
PaniAnnanieodpowiedziała.Wbiławzrokwtalerz.
Niemogłajeść.
Mążprzyglądałjejsięzniechęcią.Niska,gruba,
zcofniętympodbródkiem…nawetpiersiniemiałatakich
jaknależy,tylkojakieściężkiezwałyopadałyjejpod
szlafrokiemnabrzuch.
Czemutaknamniepatrzysz?zapytała.
Jak?
No,tak.Zukosa.Wrogo.Ostatnionamniedziwnie
patrzysz.
Wzruszyłramionami.
Maszchybaprzywidzenia.
Niemamprzywidzeń.Patrzyszgroźnie.Nicdomnie
niemówisz.
Jaktonie?Przecieżcałyczasmówię.
Mówiszwpowietrze.Jakieśbzduryozbirach
zModrzejowskiej.Aniedomnie.
Uśmiechnąłsiędodzieci:
Cozagłupotymamawygaduje,prawda?
Córkaisynjedliwmilczeniu.Grzeszolskiznów
spojrzałwokno.
O,cośbłysnęłoihuknęłopowiedział.
Toodpo-pociągu.Łoskot.Ii-iskryzlo-lokomotywy
mruknąłJurek.Czasamisięjąkał.
Pewnie,żeodpociąguzawtórowałaLucyna.
Możetak.Grzeszolskisięnieupierał.Jaksię
mieszkaniedalekotorów,toczłowiektakprzywyka
doiskieriłoskotu,żeniezauważanawet…
Wwitrynielekkozadźwięczałyszklankiiserwis
doherbaty.
ToteżodpociągupowiedziałaLucyna.
Grzeszolskizwróciłsiędożony.Niechniemówi,
żeignoruje.
ByłaśdzisiajuSowy?
Byłamnaherbacie.