Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
matka,marszczącwzatroskaniubrwi.Oniąnajbardziej
sięobawiała,ojejbezpieczeństwo.Zcałejtrójkiocalałych
szczęśliwiedziecitoMarzenaprzysparzałajej
największychtrosk.
Druganatomiastodmałegowykazywała
niewytłumaczalnąwręczzachowawczość,zdrowy
rozsądek,któryniecharakteryzowałczasaminawet
dorosłych.Basiaunikałaproblemów,stałamilcząco
zboku,czekała,ażminą,boprzecieżwszystkomija.
Wodawrzecepłynie,czasleci,wystarczytylko
przeczekać.Kiedyś,gdysiedziałynadNarwią,zapytała
siostrę:
–Skądtytowszystkowiesz?
–Coniby?
–Nojaksiętrzebazachowywaćiwogóle.–Marzena
machnęłanogą,kroplewodyuniosłysięniczymgarść
kryształów.Uformowałyidealniekrągłe,różnych
rozmiarówkulki,złapałypromieńsłońca,byzabłyszczeć
nachwilę,poczymzpowrotemrozpłynęłysięwrzece.
–Niewiemprzecież.
–Wiesz.
–Oj,marudzisz.Słuchammamy,babci,tylezmojego
wiedzenia.
–Czyliżejesteśposłusznaitowszystko?–zdumiałasię
Marzena.
–Niewiem–powtórzyłaBasiawzamyśleniu.–Chyba
tak.
Aleciężkowtobyłouwierzyć.Boniktwsumienie
kazałjednejzbliźniaczekpilnowaćdrugiej,niktniekazał
jejniańczyć,awtychnajtrudniejszychmomentach
oswajaćwyhodowanewłasnoręczniestrachy.ABaśka
torobiła.
Gdyniebozaczynałyzasnuwaćchmury,nagle
znajdowałasiębliskosiostry,zajmowałajejczymśgłowę
iręce.Atopodtykałałubiankęiprowadziładokrzaków
porzeczek,atostawiałaprzedniąwiadrowiśni