Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
niezmiernieostrożny,kiedyogródwpadawszał.Kiedy
wielelattemuprzeczytałem,żetenmałyzgarbiony
człowieczekozadużejgłowiewpierwszychzdaniach
tejksiążki,którąwłaśnieczytasz,napisał,żewidział
płatymięsazklawiaturążebercielęcych,towiedziałem,
żemuszębyćwobecniegobardzo,bardzoostrożny.
Wobectejjegowłaśniepoznanejksiążki.Bojeżelinie
będę,toogródwpadniewszał.Ajajeszczeniebyłem
natoprzygotowanyimogłotosiębardzoźledlamnie
skończyć.JashaHeifetziskrzydładłoniDaniela
Barenboimaponadorkiestrą.Szedłemdalejprzez
książkę,przeztenogród.Szedłemizaczynałempisać
opowiadanie,amożenawetcałąksiążkęoMaroku.
Marakeszbyłzemnącałyczas.Przypomniałemsobie
słowaIdrisa,żeniemateraźniejszości.Schulzpochylał
sięnademnąiszeptałdoucha:
zagłębiłemsięwzieleń
tegosadu.Tamtoniebyłjużsad,tylkoparoksyzm
szaleństwa,wybuchwściekłości,cynicznybezwstyd
irozpusta.Tam,rozbestwione,dającupustswejpasji,
panoszyłysiępuste,zdziczałekapustyłopuchów
ogromnewiedźmy,rozdziewającesięwbiałydzień
zeswychszerokichspódnic,zrzucającjezsiebie,
spódnicazaspódnicą,ichwzdęte,szelestne,
dziurawełachmanyoszalałymipłatamigrzebałypod
sobąkłótliwetoplemiębękarcie.Ażarłocznespódnice
puchłyirozpychałysię,piętrzyłysięjednenadrugich,
rozpierałyinakrywaływzajem,rosnącrazemwzdętą
masąblachlistnych,podniskiokapstodoły.Tam
tobyło,gdziemgoujrzałjedynyrazwżyciu,
onieprzytomnejodżarugodziniepołudnia.
Tomożnabymiećwyrytenanagrobku,nieprawdaż?
Byłatochwila,kiedyczas,oszalałyidziki,wyłamuje
sięzkieratuzdarzeńijakzbiegływłóczęgapędzi
zkrzykiemnaprzełajprzezpola.Wtedylato,
pozbawionekontroli,rośniebezmiaryirachuby
nacałejprzestrzeni,rośniezdzikimimpetem
nawszystkichpunktach,wdwójnasób,wtrójnasób,
winnyjakiś,wyrodnyczas,wnieznanądymencję,
wobłęd.Otejgodzinieopanowywałmnieszałłowienia