Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
motyli,pasjaściganiatychmigocącychplamek,tych
błędnychbiałychpłatków,trzęsącychsię
wrozognionympowietrzuniedołężnymgzygzakiem.
Izdarzyłosięwówczas,żektóraśztychjaskrawych
plamekrozpadłasięwlocienadwie,potemnatrzy
itendrgający,oślepiającobiałytrójpunktwiódłmnie,
jakbłędnyognik,przezszałbodiaków,palącychsię
wsłońcu.Dopieronagranicyłopuchówzatrzymałem
się,nieśmiejącsiępogrążyćwtogłuchezapadlisko.
Heifetzijegosmutneskrzypce.Słodki,czarnydym
zkominów.
AzderrebezingtZingnalekhasidim…
Wtedynagleujrzałemdziewczynę.Leżałapośródliści
łopuchówiśmiałasięcicho.Aleonniebyłdelikatny
inieśmiały.Onbyłlubieżny.
Apotem
ujrzałem
tegoczłowieka
Zanurzonypopachywłopuchach
,pochylałsięnad
dziewczyną.
BrunoSchulzpodszeptywałmidalej,
chichocząc
:Widziałemjegogrubebarywbrudnej
koszuliiniechlujnystrzępsurduta.Przyczajonyjak
doskoku,siedziałtakzbaramijakbywielkimciężarem
zgarbionymi.Ciałojegodyszałoznatężenia,
azmiedzianej,błyszczącejwsłońcutwarzylałsiępot.
Nieruchomy,zdawałsięciężkopracować,mocowaćsię
bezruchuzjakimśogromnymbrzemieniem.
Stałem,przygwożdżonyjegowzrokiem,którymnie
ująłjakbywkleszcze.
Onbrałwposiadanie,prychającisapiąc.Bolało
mnie,bolałomnie,bolałomnie.Czułem,żetutajnawet
JanSebastianBachniepomoże.Nastąpiłemnajakiś
suchypatykiwtedymężczyznaodwróciłsięwmoją
stronę.
Byłatotwarzwłóczęgilubpijaka.Wiechećbrudnych
kłakówwichrzyłsięnadczołemwysokimiwypukłymjak
bułakamienna,utoczonaprzezrzekę.Aleczołotobyło
skręconewgłębokiebruzdy.Niewiadomo,czyból,czy
palącyżarsłońca,czynadludzkienatężeniewkręciłosię
takwtwarzinapięłorysydopęknięcia.Czarneoczy
wbiłysięwemnieznatężeniemnajwyższejrozpaczyczy