Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Spoglądałamprzezszybęnamijanedrzewaidomy,
zuwagąobserwowałam,czyzbliżasięStarogard.Okolica
byłamizupełnieobca,więctrudnorozpoznać,jak
jeszczedaleko.Kontrolowałamczas.Wedługrozkładu
po​zo​sta​łopięt​na​ściemi​nut.
Najednejzestacjiwsiadłastarszakobietaizajęła
miejscenaprzeciwkomnie.Odrazuspojrzałanamoje
prawiebosenogi.Kusecieniutkieskarpetkiibrakbutów
mogłybyćsygnałem,żecośzemnąnietakinależysię
przesiąśćwdrugikoniecwagonu.Panijednakokazałasię
twar​dziel​kąinieucie​kła.
Przemokły?spytała,wskazującnamojegodne
po​ża​ło​wa​niabuty.
Tak.Staramsięjetrochępodsuszyć.Skarpety
musiałamściągnąć,alenaszczęściemiałamwtorebce
stop​kiza​czę​łamsiętłu​ma​czyć.
Strasznatadzisiejszapogoda.Zdomusięniechce
wychodzić,alejadędocórkikontynuowała.
DoSta​ro​gar​du.
Dalekojeszcze?Niemamyczasemopóźnienia?
spytałam,boprzecieżwcześniejtrzebabędziewłożyć
buty.Iporzuceniutegopytania,chciałomisię
cmoknąćniczymosiołkowiwpopularnejkreskówce
ikil​karazypo​wtó​rzyćiry​tu​ją​cepy​ta​nie.
Powiempani,jakzostaniejednastacja,tozdążysię
paniubrać.
Dziękuję,bojapierwszyrazjadępociągiem
zTcze​wa.Zresz​tąwSta​ro​gar​dzieteżje​stemnowa.Osiem
miesięcytemuprzyjechałamopiekowaćsięciocią.
Zasześćwrócędosiebiepowiedziałamijakośtak
dziwniecośukłułomniewżołądku.„Wrócędosiebie”
ni​czymechood​bi​łosięwmo​ichsza​rychko​mór​kach.
Niepo​do​basiępanitu​taj?
Podoba.Nieotochodzi.Tammampracę,skończy
misięrocz​nyurlop…
Jo,adzisiajopracęniejestłatwoitrzeba
sza​no​wać.
Do​kład​nie.
O,możepanijużnakładaćbuty,boterazbędzie