Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Uśmiechnęłasiędomnie.–Niechpaniniestoi
wmiejscu,tylkobiegniepotaksówkę.Przeddworcem
powinnosięudaćjakąśzłapać.Albolepiejniechpani
zadzwoni–dodała.–Botutajtoniewiadomo,czycoś
będzie.–Szybkopogrzebaławtorebceiwyciągnęła
notes.Wyrwałazniegokartkęimijąpodała.–Tojest
numer.Proszęwziąć.
–Aletumapaniteżinnezapiski–odparłam,
spoglądającnaniedbalewyrwanąkartkę.
–Tonic.Niechpanibiegniewjakieścieplejsze
miejsce,bomizimno,gdypatrzęnapanią.Zapalenie
płucbędziejakwbanku!
–Dziękujębardzo.–Ruszyłamprzedsiebiezbutami
wjednejdłoniikartkąwdrugiej.Przebierałamnogami
dośćszybko,bopróbowałamzapewnićimjaknajkrótszy
kontaktześniegowąbreją.
Wpadłamdohalidworcowej.Jednak„hala”tochyba
zbytdumniezabrzmiałowodniesieniudomiejsca,
wktórymsięwłaśnieznalazłam.Naszczęścieludzibyło
tuniewielu.Jakiśfacetzkobietąidzieciakpałętającysię
zkątawkąt.Chybaich.Odrazuoczywszystkich
zwróciłysięnamnie.Widokpewniemielinieziemski;
zdyszana,bosababa,zbutamipodpachą.
Przysiadłamnaławce,byjeszczerazspróbować
wcisnąćbuty.Alegdzietam!Niedałosię.Porasię
poddać.Zadzwoniłampodnumerwypisanynakartce.
Pochwilizgłosiłasiędyspozytorkaiprzyjęłazamówienie.
Taksówkamiałapodjechaćzatrzyminuty.
–Mamo,mamo!–krzyczałdzieciak,pokazującnamnie
paluchami.–Tapaniniemabutów!
–Chodźtutaj.Nieładnietakpokazywać–zawołała
kobietaipodeszładomalca,bygochwycićzadłoń.
Pewniepomyślała,żemadoczynieniazwariatką,która
uciekłazeszpitalapsychiatrycznego.Bosowmarcu,
pośniegu.Możenawetzeskradzionymibutami,boniby
dlaczegoniedadząsięwcisnąćnastopy?
Odczekałamdwieminuty.Inabosochlap-chlap
wyszłamzdworca.Naszczęścietaksówkaprzyjechała
odrazu.Wsiadłamiodetchnęłam,zamykajączasobą