Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zajegotowarzystwem.Wtedyjeszczeniepogodziłsięztym,
żedziadekgookłamywał.Teraztegożałował.Dziadekjużnigdynic
muniepowie.
TegoszaregolutowegopopołudniaTruchlinaniebyłowidać
zcmentarzaOlszańskiego.Obawzgórzachowałysięzaciężkimi,
wilgotnymichmurami,leniwiesunącymipostalowoszarymniebie.
Nieprzyjemnazimaciągnęłasięjużtrzecimiesiąc,ulicepokrywała
rozjeżdżonabreja,asłońcaniebyłowidaćjużodparutygodni.Jirka
mocnejotuliłszyjękołnierzemkurtki;wkasztanowejaleiwiał
lodowaty,szczypiącywpoliczkiwiatr.Nacmentarzubylidziśsami,
zzamurudobiegałoodczasudoczasupodzwanianietramwaju,poza
tympanowałacisza.
Każdadrogamaswójcel,aVáclavNovotnýdotarłwłaśnie
dokresuswejpodróży.Stojącynadczarnątrumnąmistrzceremonii
dopierosięrozkręcał.Jirkapatrzyłnaniegotylkoprzezchwilę,
poczymjegowzrokznowuodpłynął.Nie,jednakniebylisami.Kilka
grobówdalej,wrównoległejalejce,stałnieznajomymężczyzna.
Pojawiłsięznienacka,jakbywyrósłspodziemi.Nieruszałsię,
częściowoschowanyzaobtłuczonympomnikiem,więcJirka
zpoczątkugoniezauważył.