Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
chę.Lepiejichniepospieszajmy,bonieporadząsobienawet
zjednączwartą—odpowiedziałem.
—Chybawszyscymusielipójśćsięzdrzemnąć—zauważyła
EtelbertajakiśczaspóŹniej.—Wkrótcejużporanaherbatę.
Rzeczywiściepanowaławyjątkowacisza.Podszedłemdo
schodkówikrzyknąłemwdółdokapitana.Musiałemjeszcze
trzykrotniepowtórzyćokrzyk,nim—niespiesznie—wdrapał
sięnapokład.Wyglądałjakośstarzejibardziejociężale,niżkie-
dywidziałemgopoprzednio.Wustachtrzymałwygasłecygaro.
—Kiedytylkobędzieciegotowi,kapitanieGoyles,ruszamy!
Kapitanostrożniewyjąłniedopałek.
—Niedziś,sir—odpowiedział.—Oczywiściezapańskim
pozwoleniem.
—AcojestzłegowDdziś”?—spytałem.Wiedziałem,żema-
rynarzesąbardzoprzesądniispodziewałemsię,żemożenaprzy-
kładponiedziałekjestpechowymdniemdorozpoczynaniarejsu.
—Dzieńjakkażdyinny—usłyszałem.—Chodziowiatr,
aniewyglądanato,bymiałsięzmienić.
—Adlaczegomiałbysięzmieniać?Jakdlamniewygląda
bardzodobrze.Przednamimartwacisza!
—Świetniepantookreślił,sir—odrzekłkapitan.—Właś-
niemartwa,aimyniechybniezwyrokuOpatrznościwkrótce
bylibyśmymartwi,gdybymterazpodniósłkotwicę.—Ado-
strzegającnajwyraŹniejzaskoczeniewmoichoczach,wyjaśnił—
Widzipan,sir,my,marynarze,nazywamytakiwiatrDlądowym
wiatrem”,gdyż,jakbyturzec,wiejebezpośrednioodlądu.
Pokrótkimnamyślenieznalazłemwyjścia,jaktylkosięzgo-
dzić.Wiatrrzeczywiściewiałodlądu.
—Możecośsięzmieniwnocy—uzupełniłswojewyjaśnie-
niakapitanGoyles,zasiewającwmoimsercuziarnkonadziei.—
Zresztąnaraziewiejedośćsłabo,anaszjachtchodziwyśmie-
nicie.
Potemkapitanznówzacząłżućswojecygaro,ajawróciłem
narufęiwyjaśniłemEtelbercieprzyczynynaszegodrobnego
opóŹnienia.Onajednak,niewiedziećczemu,wydawałasiębyć
wniecogorszymnastrojuniżwtedy,gdyweszliśmynapokład,
13