Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zmęczenie.
Wszystkodobrze,mistrzu?spytała,próbującwyczytaćcoś
zjegooczu.Przyjechałamnajszybciej,jaktylkosiędało.
Klapnijsobie,mojedzieckowskazałjejłóżko,samzaśwziął
sobiekrzesłoiusiadłobokniej.Dziękujęcizatenpośpiech.Jak
cisiężyjewMartenburgu?
Ostatniomamywięcejpracy.Alenicponadstandardowe
przypadkibandyrozbójników,oszustwaipijackieawantury.
Wstolicyniezaznaszzbytwielespokoju.Toraczejprzejście
zdeszczupodrynnę,niestetyskomentowałAntonidodał:Nie
będzietodlaciebiełatwe,alerzeczy,októrychmuszę
cipowiedzieć.
Comasznamyśli,mistrzu?
NowyPierwszyMistrz…zaczął,leczprzerwałnachwilę
iściszyłgłos.WysokaRadajestzaniepokojonatempemirozmiarem
zmian,jakiemająmiejscewnaszymzakonie.Tozaledwiedrugirok
jegorządów,ajużwymienionopołowęrycerzyuczącychrekrutów.
Możetojeszczenictakiego.Możerzeczywiściepotrzebajakichś
zmian?Zamoichczasów,abyłotoprzecieżcałkiemniedawno,
zchęciąpozbyłabymsięwieluzprowadzącychzajęcia.MistrzMayes
niezdążyłpowiedziećwstępunaswoimwykładzie,ajużpołowagrupy
spała.
Myślałemoczymśinnym.Chodźzemnąwstałiwyszedł
namałybalkon.Yuniruszyłazanim.Zmiejsca,wktórymstanęli,
roztaczałsięprzepięknywidoknastolicę.Całemiastopełnebyło
dziennegogwaru.Będąctu,nawyższychpiętrach,nieczułatak
dusznegogorąca,któretoczyłosiępoulicachidomachzchmurami
kurzu.Jejtwarzmusnąłnawetlekkipowiewchłodnegowiatru
zpółnocy.Spojrzaławtamtymkierunkuiujrzaławielkie,czarne
chmuryburzowezmierzającekustolicy.Byłyjeszczenatyledaleko,
żemałoktowmieściezdawałsobiesprawęzichobecności,leczone
nadchodziłyjużkuParanie,sunącgroźnieponiebie.
Takazmianamogłabynicnieznaczyć,toprawda.Alepodobnie