Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PrzezcaływieczórczarującaHopekrążyłapomiędzy
gośćminiczymkrólowamiędzypoddanymi,przyjmując
zgracjąpięknepodarkiiwyrazyuznania.
Większośćgościszczerzelubiła,anawetwielbiła
Hopezawdzięk,urodę,mądrośćicharakter,byli
jednakitacy,którzypoznalijejbezwzględność.Lecz
nawetwrogowiestawilisięnajejurodzinoweprzyjęcie.
LukezkwaśnymuśmiechemszepnąłPrimowi,
żewrogówmatkiłatworozpoznaćponajdroższych
prezentachiszczególniewyszukanychkomplementach.
Kiedyuroczystośćdobiegłakońca,obsługazajęłasię
uprzątaniemstołów,amieszkańcydomumogliwreszcie
zrelaksowaćsięwewłasnymgronie.
–Uff,jakaprzyjemnacisza–powiedziałPrimo,
nalewającsobiewhisky.–Mogęcicośpodać,mamo?
Mamo?–powtórzył.
LeczHopemyślamibyłabardzodaleko.
–Czyniemogłabyśchoćdziśonimzapomnieć?
–westchnąłPrimo.
–Właśniedziśmyślionimnajmocniej–szepnąłLuke.
–Pamiętaj,żeontakżemadzisiajurodziny.
–Dlaczegomyjejniewystarczamy?–dodałCarlo
zcieniemsmutkuwgłosie.
–Dlategożemasześciusynów.Wamisięcieszy,lecz
wciążpłaczenadtymutraconym–wyjaśniłojciec.
–Całymsercemjednakwierzy,żekiedyśgoodzyska.
–Sądzisz,żejejsięuda?–zapytałRuggiero.
Toniwestchnąłbezradnie.KtóżpozaNajwyższym
mógłbyodpowiedziećnatopytanie?