Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
cismutno,maszprawopłakaćimaszprawosięwyżalić.
–Alejaniemamkomu,niktmnienierozumie.
Odstronydrzwidoszedłjąszmer.Spojrzała
wtęstronęizobaczyłaJustina,którystałipatrzył
naniątakjaknatarasie,kiedybawiłasięzpsem.Dała
muznakgłową,żebyzostawiłichjeszczesamych.Mark
niczegoniezauważył.Dochodziłjużdosiebie,alebył
bardzozażenowany.Uzewnętrznianieuczućniebyło
równieżijegomocnąstroną.
–Powiemipanidobranocprzedodjazdem?
–Oczywiście,obiecuję.
Evieuścisnęłagomocno,apotemzamyślonazeszła
nadół.Justinczekałnaniąwsalonie.
–Wszystkoznimwporządku?–zapytałmrukliwie.
–Niebardzo,aleuspokoiłsięikładziesięspać.
Obiecałam,żepożegnamsięznim,zanimodjadę.
Myślę,żebyłobydobrze,gdybypanterazdoniego
poszedł.
–Niemamowy,przerabialiśmytojużnieraz.Onmnie
nienawidzi.
–Tonieprawda!
–Skądpanitomożewiedzieć?Mówiłcośnaten
temat?
–Niemogępowtarzaćtego,comówił.Tokwestia
zaufania.
–Tononsens,jestemjegoojcem!
–Ajajestemosobą,którąpantuprzywiózł,żeby
mupomogła.Potrafiłsięprzedemnąotworzyćichoć
powiedziałniewiele,zcałąpewnościąniejestprawdą,
żepananienawidzi.Dalekijestodtego.
–Niechtowszystkopiekłopochłonie!