Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żwawymkrokiemdoichstolika.
Drogiepaniepowiedziałcałkiemuprzejmie,ale
zchłodnąnutąstanowczości.Cieszęsię,żebawiąsię
panietakdobrzewnaszympensjonacie.Mamnadzieję,
żebędąpaniewrówniewyśmienitychhumorachbawić
siędalejnagórze.Czyzaprowadzićpaniedopokoju?
Bardzoprosimy,oilezostaniepanznamidorana
powiedziałazalotnieIdaswoimfilmowym,głębokim
głosem.
Justynadostałaatakuśmiechuwymieszanegozpijacką
czkawką.Twarzmłodegomężczyznyzapłonęła
pocebulkiogniścierudychwłosów.
Przykromi,alejużdawnotemumiałemzamknąć
restaurację.Niemawtymnicśmiesznego!
OczywiściewtrąciłasięKlara,któramimomocno
zarumienionychpoliczkówzachowaławidoczniewiększą
trzeźwośćumysłu.Damysobieradę,dziękuję.
Kelneruniósłtylkobrew,bezsłowaobserwując,jak
Justynazdośćmarnymskutkiemstarasiępodnieść
zkrzesła.Udałojejsiędopierozatrzecimrazem,tuż
potym,jakprawieściągnęłazestołuobrus,czemu
towarzyszyłaoczywiściekolejnasalwaśmiechu.
Śniadaniejutroodziesiątej,dobranocpożegnałsię
oschlekelner.
Omatko,niewiem,czydamyradę...Justyna,skup
się.Musimywejśćnapierwszepiętro.
Justynazatkałaustadłonią,leczniepomogłojej
towcalewodzyskaniupowagi.Niezmierniebawiło,
żeniemogładoliczyćsięwłasnychnóg.Czułasiętak,
jakbywyrosłyjejnagledwiedodatkowe,coparadoksalnie
nieprzełożyłosięwcalekorzystnienapróbypozostania