Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁIII
WokółdomupaństwaCzekajówtrudnobyłodoszukaćsię
jakichkolwiekbożonarodzeniowychdekoracji.Wogrodach
sąsiadówświątecznyprzepychrównieżniezagościł
domontowaniaozdóbzniechęciłaichzapewneponura,
oblepiającachłodemaura,któranieprzyniosłazesobą
nawetpłatkaśnieguibardziejprzypominałaposępną
atmosferęlistopadowychzaduszekniżwigilijnego
wieczoru.Mimotegototu,totammożnabyłodostrzec
migającenieśmiałolampkinagałęziachświerków,figurki
reniferówścigającesiępozbrązowiałejtrawie,anawet
jednegodmuchanegomikołajawspinającegosię
porynnie.Podczasgdyokolicapowoliprzygotowałasię
doświąt,dnipaństwaCzekajówupływaływzgołainnej
atmosferze.
Robertżałował,żeprzyszłomuumieraćwłaśnieotej
porzeroku.Naprawdęwielebydał,bymócwyjrzećprzez
oknoizobaczyćpromieniesłońcaprzeciskającesięprzez
liściewielkiejjabłonirosnącejpodoknem.
Zdrugiej
stronymożejednaklepiej,żejesttakszaroibrzydko
pomyślał,wpatrującsięwzachmurzoneniebo.
Przynajmniejniczegominieszkoda.
Zadrżałnasamą
myśl,żewinnychokolicznościachpewniemusiałby
stawiaćterazczołaprzeszywającemuchłodemwiatrowi
idokuczliwejmżawce.
Usłyszałpowolnekrokinaschodachizebrałwsobie
resztkęsił,byzdobyćsięnapogodnyuśmiech.Maria
takżebardzosięstarała,nawetzabardzo,gdyniczym
stepfordzkażonakrzątałasięposypialni,szczerząc