Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Uwielbiamtemomenty,gdyjestemgórąwnaszychsłownych
potyczkach.
–Albotozałatwisz,alboprzezcaływieczórbędęsiedziałprzy
barze–oznajmiam.
–Tobieteżmamprzypomnieć,gdziejesttwojemiejsce?–grozi
niskimgłosem.
Powstrzymujęśmiech.Zaczynajejbrakowaćargumentów.
Zdążyłemzauważyć,żewtakichsytuacjachzawszewybierametodę
zastraszania.
–Nietrzeba.Wiemotymoddnia,wktórympostanowiłemcię
poderwać.–Apotemdodaję:–Dozobaczeniaprzybarze,Madeleine.
–Rozłączamsię.
Madeleine
Przykładampapierosadoustizaciągamsiętytoniem.Pozwalam,
bydymwypełniłmipłuca,iprzyglądamsięksiężycowiwnowiu.
Pochwilikłębydymuprzysłaniająmiwidok.Krążąprzedmojątwarzą
iwyraźnieodznaczająsięnatleciemnegonieba.Słyszęnadjeżdżający
samochód,dostrzegamczerwonąblachęiodwracamwzrok.
Gaszępapierosawpopielniczceiwracamdopubu.MijamCally,
którapodajetalerzezburgerami,uśmiechającsiędoklientów.Jeden
znichkomplementujejejurodę.Przewracamoczami,słyszącteksty
zapijaczonegodziada.Najchętniejwylałabymmuterazpiwskonałeb,
aleparęstolikówdalejsiedziNixoniraczejniebyłbyzadowolony
zmojegozachowania.Itaksiędziwię,żeznosimojekrzyweakcje
ijeszczeniewypieprzyłmniezroboty.Samasiebiejużdawnobym
zwolniła.Zbieramzestolikówpustekufleizanoszęjedookienka
zmywaka.
–Niezamierzaszmipowiedzieć?