Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
możebyćjeszczewiększysmródniżwtedy,gdyzgubiłemmaskę,ale
połączeniespalonychciałigównaparującegozpowierzchniścieków
pokazało,żejesttomożliwe.
Rzucęsięnarzeź
Twymrozpalonymskroniom
Dajętęczowąstraż
Copachniejakrumianek
–Niechcępolemizowaćzfacetemzmiotaczemognia,ale
rumiankiemtoturaczejniepachnie–oznajmiłem,wyciągającślinę
ażzpięt,żebyusunąćzustresztkignojowicy.
–Oczywiście,teżtoczuję.NawetPerfumyJednorożcaniedadzą
temurady–powiedziałzesmutkiemwróż.
Doceniłem,żezaniechałbzdurnegorapowania,któregoludzie
słuchalistolattemu,acogorsza,któreznówstawałosięmodne.
NauwagęoPerfumachJednorożcaniezareagowałem.
–Czymógłbyśmipomócsięstądwydostać,zanimdolecą
tukolejnikanalarze?–poprosiłem,pomimosytuacji,dośćrzeczowo
ispokojnie.
–Kolejni?Skończyłmisięwkładdomiotaczaognia–przestraszył
sięwróż.
–Kolejnypowód,żebysięstądewakuować.
–Ależproszę,bezkrępacji,odezwałosięzmagicznejsłuchawki
–odpowiedziałfacetipodałmirękę.
Niemiałempojęcia,oczymgada,aleścisnąłempodanądłoń
ipochwiliobajbyliśmynagórze.Butymusiałypracowaćnapełną
moc,boszłotodośćwolno.Alezawszetolepszeniżnic.Przez
gnojowicęprzedzierałysiędonasposiłkikanalarskiejgwardii
pretoriańskiej.Wylądowałemnabetonowejpowierzchniiusłyszałem
cichegaworzeniedziecka.