Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Jaksięczujemojanajsłodszadziewczynka?–spytał,całująccórkęwczoło.
Alepatrzyłnamnie,azczarnychmigdałowychoczuwyzierałarozpacz.
–Niejestłatwo,tato,i...–Myrnaurwała,krzywiącsięzbólu.–Och,znowu
sięzaczyna!
–Przyj,Myrno–poleciłCarolan.–Takjakmówiłem.Przyjzcałejsiły.
ClanFintan,GrantijachwyciliśmyprężącąsięMyrnępodplecyizaręce,
żebyunieśćtułówtrochęwyżej.Trzymaliśmyjąmocno,każdeznasmówiącjej
czułesłowa.AMyrna,zaciskajączęby,zaczęłaprzećzewszystkich
zanikającychjużwniejsił.Parła,potemchwilaprzerwy,dopókiCarolannie
zawołał,żebyznowuprzeć.Ilerazytosiępowtarzało?Niewiem,przecieżnie
liczyłam,alestraszniedługo.Koszmarniedługo...
Patrzyłamwdół,narozdęteciałocórki,którarozpaczliwiewalczyła
zewszystkichsił,tejznikomejilościsił,którajeszczejejpozostała.
Walczącejbezskutecznie,ażwreszcieCarolanwziąłnóżodjednego
zmilczącychpomocników.Potemrozległsięcharakterystycznydźwięk,jakby
ktoścośrozrywał.Awtejkonkretniesytuacjibyłtodźwiękprzerażający.
Zarazpotemnastąpiłkolejnyskurcz.Myrnakrzyknęłaprzeraźliwieiwreszcie
wysunęłasięzniejjejcórka.
Wstrumieniukrwi.
Potemwszystkodziałosięniezwykleszybko.
–Czyonażyje?Czyżyje?–dopytywałasięsłabymgłosemMyrna.
Zapewniłam,żeoczywiścietak,jejdzieckożyje,iprzemawiałamdoMyrnyjak
najczulej,jednocześniepopatrującnato,codziejesięwnogachłóżka,czyli
tam,gdziebyłCarolan.Minęłapełnanapięciachwila,ażwreszcieusłyszeliśmy
krzyk,którydlakażdegobyłnajpiękniejszyzewszystkich.Donośny,pełen
determinacjikrzyknoworodka.Zarazpotemrozległsięjeszczejedenkrzyk,
gremialnyiradosny,wydanyprzezkobietyzgromadzonewokółłóżka
położnicy.
OwiniętewbiałepłótnomaleństwoCarolanpodałbladejimilczącejAlannie,
któraszepczącczuledodziecka,podeszładowezgłowiałóżka.RęceMyrny
skwapliwiewyciągnęłysiępobiałytłumoczek,amywszyscywlepiliśmypełne
zachwytuoczywmalutką,czerwonątwarzyczkęnowonarodzonejdziewczynki.
Twarzyczkęprześliczną,poprostunajpiękniejszą.
–Witaj,Etain–powiedziałaMyrna.–Jestemtakaszczęśliwa,żewreszcie
jesteśrazemznami.
Wszyscymieliśmyłzywoczach.GrantiMyrnaobsypywalicóreczkę
delikatnymipocałunkami,jazClanFintanemdotykaliśmymalusieńkichrączek
istópek.Tylebyłowemnieradościimiłości,ażtyle,żezaczynałamwierzyć,
żemimowszystkobędziedobrze.Napewno...
IwtedynagleMyrnakrzyknęła,azarazpotemjęknęłarozpaczliwie.
–Mamo...–Właśnietosłowotakrozpaczliwiewyjęczała.
Oczywiścieodrazuwiedziałam,ocochodzi.Odebrałamodniejmaleństwo,
pocałowałamwmięciutkągłówkęipodałamojcu.
–Grant,trzymajmałą,aleprzysuńjądoMyrny,żebymogłająwidzieć
idotykać.
WzięłamzarękęClanFintanaiprzyciągnęłamgodosiebie.Terazpojednaj
stronieMyrnybyłzalanyłzamimążinowonarodzonedziecko,apodrugiej
rodzice.
Myrnąwstrząsnąłprzerażający,spazmatycznydreszczidometalicznego
zapachukrwi,którawyciekławtrakcieporodu,dołączyłinnyzapach.Zapach