Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Ja...janiewiem,czydamradę–szepnęłaMyrnacicho,wręczżałośnie,nie
otwierającoczu.
–Oczywiście,żedasz!–oświadczyłambardzozdecydowanieipocałowałam
mokreodpotuczołocórki.–Mamacipomoże,skarbie.Tylkoniepuszczaj
mojejręki.Trzymajjąmocno,ajaprzekażęciswojąsiłę.
Oczywiścieniebyłytotakieot,takiesobieczczezaklęcia,pustesłowa,jako
żeBoginiobdarowałamniezdolnościąprzekazywaniainnymsiły,którą
czerpałamzziemi.Byłotojednakowielebardziejefektywne,kiedysiłę
czerpałampoprzezstaredrzewo.Niestetytużadnegodrzewaniebyło,dlatego
zaczęłamgorączkowosięzastanawiać,żemożezabraćMyrnęnadwór,znaleźć
wpobliżudrzewo...
Możeudałobysięuratowaćmojedziecko.
JednakBoginiuważałainaczej:
–Totylkoprzysporzyjejjeszczewięcejbólu,Umiłowana,ajejprzeznaczenia
nicjużniezmieni.
Nadludzkimwysiłkiemudałomisięzacisnąćmocnousta,powstrzymać
rozpaczliwykrzyk:
–Błagam,niekażjejtakcierpieć!
Nieuleciałzmoichust,aleoczywiścieBoginiusłyszała,stądnatychmiastowa
odpowiedź,taka,któramiałapodtrzymaćmnienaduchu:
–Napewnotwojacórkaniebędziecierpieć.Niedopuszczędotego.Masz
mojesłowo,Umiłowana.
Azarazpotemdotarłdomniecichutkiszeptmojejudręczonejcórki:
–Mamo...jakdobrze,żejesteśprzymnie...
Głosbyłsłabiutki,aleuściskpalców,którymiMyrnaobejmowałamojądłoń,
niesamowiciemocny.
–Agdzieżmiałabymbyć,jaknieprzymoimskarbie–odszepnęłam.–Skarbie
mamy...
PobladejtwarzyMyrnyprzemknąłnikłyuśmiech.
–Skarbmamy...odlattakmnienienazywałaś...
–Możeitak,możeiodlat,alezawszetakotobiemyślę.Jesteśmoim
skarbem.
–Mamo...straszniesięboję...
Zabrzmiałotobardzorozpaczliwie,więcnatychmiastpochyliłamsięnad
córkąiobjęłamramieniem.
–Niemasięczegobać,skarbie–powiedziałam,tulącjądosiebie.–Przecież
jestemprzytobie.Eponatakże.Aniebawembędzietuznamitwojacóreczka.
–Tak...Mamo,proszę,obiecaj,żesięniązaopiekujesz.IGrantemteż.Onteż
będzieciebiebardzopotrzebował,mamo.
Jakieżtobyłyrozdzierającesłowa.Kiedyjeusłyszałam,zabolałanietylko
dusza.Zabolałowszystko,całeciałorozrywałominapół.
–Totybędzieszopiekowaćsięswojącóreczką,skarbie.Grantemteż,irazem
będzieciekrzyczećnababcię,żeniewolnodawaćmałejtylesłodyczy!
PowiekiMyrnydrgnęły.Spojrzałamiprostowoczyipowiedziała:
–Mamo,przecieżwiem,żewcaleniejesttak,jakbyćpowinno.
Naszczęścieniemusiałamjużniczegomówić,ponieważwtymmomencie
dosaliwbiegłClanFintan.
–Tata!
Iznówkobiety,któreotaczałyrodzącą,błyskawiczniesięrozstąpiły,byzrobić
przejście,aClanFintandopadłdołóżka.