Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Jużrano,zgłowązwróconąkuścianie,jeszczezanimnaddługimi
zasłonamidostrzegłem,jakiodcieńmasmużkadziennegoświatła,
wiedziałem,jakajestpogoda.Mówiłyotympierwszeodgłosyulicy,
któredocierałydomnieprzytłumioneiwypaczoneprzezwilgoćalbo
drgająceniczymstrzaławpustej,dźwięcznejprzestrzenidługiego,
mroźnego,czystegoporanka;jużpoturkociepierwszegotramwaju
poznawałem,czyziębniewdeszczuczywyruszakubłękitowi.
Odgłosytepoprzedzałamożejakaśjeszczeszybsza,bardziej
przenikliwaiskra,która,wślizgującsiędomojegosnu,wzniecała
wnimzwiastującyśnieżycęsmutekalbosprawiała,żejakiś
przypadkowyczłowieczeknuciłkolejnepieśnikuczcisłońca,aja,
jeszcześpiący,zpowiekamiczekającymijużnarażąceświatło,
zaczynałemsięuśmiechaćibudziłemsiępośródtejgłośnejmuzyki.
Zresztątogłówniezeswojejsypialnioglądałemwtedyświat
zewnętrzny.PodobnoBlochopowiadał,żekiedyprzychodziłdomnie
wieczorem,słyszałdźwiękirozmowy;ponieważmatkabyła
wCombray,aonnigdyumnienikogoniezastał,uznał,żerozmawiam
samzesobą.Akiedydużopóźniejdowiedziałsię,żemieszkaławtedy
zemnąAlbertyna,pojął,żeukrywałemprzedwszystkimi,
ioświadczył,żewreszcieznaprzyczynę,dlaktórejwtamtymczasie
niechciałemwychodzićzdomu.Myliłsię.Nicwtymjednak
dziwnego,gdyżrzeczywistość,choćnieunikniona,niejestwpełni
przewidywalna,cizaś,którzydowiadująsięoczyimśżyciujakiegoś
szczegółu,natychmiastwyciągajązniegomylnewnioski,awświeżo
odkrytymfakcieznajdująwyjaśnienieczegoś,coniemaznimżadnego
związku.
Kiedyterazmyślęotym,żeponaszympowrociezBalbecmoja
przyjaciółkazamieszkałazemnąpodjednymdachem,żeporzuciła
pomysłmorskiejwycieczki,żemiałaswójpokójdwadzieściakroków
dalejnakońcukorytarza,wwyłożonymtapiseriamiojcowskim