Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Sześćdniwcześniej(niedziela)
Otworzyłoczy,kiedykobiecygłosdobiegającyzgłośnikanadgłową
oznajmił,żenależyzapiąćpasyiustawićfotelwpozycjipionowej.
Nareszcie.Głospowtórzyłkomunikatpoangielskuipowłosku,wokół
zaszurało,ostatnieosobyprzeszłynaswojemiejsca,przepraszając
współpasażerów,poczymogromnatubasamolotuzaczęłaopadać,
drżącdelikatnie.Wyjrzałprzezokno.Światłamiastawidzianezgóry
zawszeprzypominałymudogasającewęglestygnącegoogniska.
Dochodziładwudziestatrzeciadwadzieścia.Piętnaścieminutprzed
czasem.Alejeszczekołowanie,odbiórbagażu,drogaprzezmiasto.
Domieszkaniadojedziepopółnocy,niewcześniej.
Zsamolotuwysiadłjakojedenzostatnich.Ciemnowłosa
dziewczynaprzydrzwiachpróbowałastłumioneziewnięcieprzesłonić
nerwowymuśmiechem.Prawiepoczułsięwinny,żejezauważył.
Koniecnadzisiaj?rzuciłbezmyślnie.