Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przytaknęłaizadałarównieniepotrzebnepytanie:
Jakwyjazd?Udany?
Rzymjestpięknyodparłizszedłposchodach,machając
napożegnanie.
Niespiesznymkrokiemruszyłwstronęparkingu.Ciągnięta
dziurawymchodnikiemwalizkawypełniałanocnepowietrze
monotonnymstukotem.Byłochłodnoiraczejponurojaknaporę
roku.Niechętniepomyślałopustymmieszkaniunasiódmympiętrze
bielańskiegoblokuipracy,jakagoczekajutro,gdybędziejepróbował
doprowadzićdoporządku,dokładnietakjaktosobieobiecałprzed
wylotem.
Namiejscedotarłprzedpierwszą.Ozaparkowaniuprzedblokiem
mógłotejgodziniezapomnieć,objechałwięcsąsiednieuliczki,
szukającjakiejkolwiekprzestrzeni,żebyupchnąćsamochód.Jak
zwyklesprawęzałatwiłniezawodnypaszieleniprzyśmietnikach,
nanimwięczakończyłswojeszalonerzymskiewakacje.
Znajomebiałeseicentozauważyłwostatniejchwili,kiedy
wchodziłdoklatki,przekonany,żenicjużtegodnianiezdoła
gozaskoczyć.Stałonawprostdrzwi,wręczsurrealistyczniewciśnięte
międzywypasionebryki,niczymnajdrobniejszezdziecipośród
wyrośniętychkolegównaszkolnejakademii.Przezkrótkąchwilę
zamarł,patrzącnazaparkowaneprzedblokiemmaleństwo.Odczuł
nagłąpokusę,abywrócićdosamochoduiniepostrzeżenienawiać,
westchnąłjednaktylkoizszybciejbijącymsercemszarpnąłdrzwi
wejściowedoklatki.
Spotkalisię,kiedywychodziłzwindy.Ituczekałogokolejne
zaskoczenie.Zapamiętałjakodziewczynęzburząkręconychblond
włosów,ubranąwkożuszekiwełnianączapkęwrenifery,podczasgdy
terazmiałanasobieobcisłedżinsy,brązowąkurteczkęzeskóry
iwłosyprzyciętetużponadramionami.Ledwiepoznał.