Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wybićkonkurencję.Parsknąłśmiechemipokręciłgłową.
Wedługmnietowilki,alecojatamwiem.Nabrał
łyżkęzupyigdytylkoprzełknął,spojrzałnamniez
uznaniem.Jakzwykleniebowgębie.
Cieszęsię.Uśmiechnęłamsięzzadowoleniemi
równieżzabrałamzajedzenie.
Cośjednakniedawałomispokoju.Normalniepewnie
bymsięnieodezwała,alejakiśczastemunatrafiłam
naartykułwgazecieopopulacjiwilkówwStanach
Zjednoczonych.Jedynawzmiankaojakiejkolwiekwatasze
dotyczyławschodniejczęściPółnocnejKalifornii,nie
Zachodniej.Zmarszczyłamczoło,conieumknęłouwadze
Adama.
Nadczymsięzastanawiasz?
Podniosłamgłowęipokręciłamnią,dając
mudozrozumienia,żenadniczymważnym.Onjednak
nieodwróciłspojrzenia,tylkozmieniłjenawyczekujące.
Westchnęłamwduchu,nimsięodezwałam:
Widziałeśtewilki?
Parsknąłśmiechem.
Nie,alewszystkonatowskazuje.
Tylkoże…
Skarbie,błagam.Posłałmipełnepolitowania
spojrzenie.Tezgłoszeniabezsensowneitylko
tracimycennyczas,reagującnanie,amoglibyśmy
spożytkowaćgowinnysposób.Zwierzynęatakująalbo
wilki,albokojoty,anieludzie.
Otworzyłamusta,żebymupowiedzieć,żenaterenie
stanujesttylkojednapopulacjawilkówrudych,i
tonawschodzie,adotegowiększośćznichmanadajniki,
aleugryzłamsięwjęzyk.Adambyłuparty.Nic,cobym
powiedziała,niezmieniłobyjegosposobumyślenia,więc
sięznimniekłóciłam.
Pewniemaszracjęskwitowałamizmusiłamsię
douśmiechu,gdyskinąłzsatysfakcjągłową.
Możeonuważał,żetowilki,alemoimzdaniemktoś