Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ZOregonuwylecieliozachodziesłońca,nadchmury
wyciętezczarnegobazaltu,obrzeżoneturkusowym
niczymjadeitpasemczywOaxacamielikopalnie
jadeitu?wlejącesię,czyste,złocistopomarańczowe
świa​tło.
Nazieminigdyniewidujesiętakiegozachodu
słońcaode​zwałasięPrim​rose.
Faktycznie,pomyślałSigbjørn,niewidujesiętak
ciemnegoistrasznego,ogromnego,czarnegojak
bazaltzachodusłońcanadspalonymilasamiOregonu,
płonącegozłotaiwielkichsłupówpłonącegoświatła
natlewysokichnakilkanaściekilometrówzwałów
czarnychchmur,przeszywanychtymisłupami
nie​ziem​skiegoświa​tłainie​ziem​skichzłychprze​czuć.
Wydostaliśmysię!powiedziałaPrimrose.Teraz
wi​dzisz,jaksięmy​li​łeś?
IjesteśmyspóźnienistwierdziłSigbjørn,zerkając
naswójnowyfrancuskiantymagnetycznyzegarek,
pre​zentawan​semnarocz​nicęślubuodPrim​rose.
AlejesteśmywAmeryce,amówiłeś,żejużnigdy
niebę​dzieszmógłprzy​je​chaćdoAme​ryki.
WAmeryce,alejeszczeniewMeksykuzaznaczył
Sigbjørn,nacoPrimroseWildernesssięzaśmiała.
Chociażprzypuszczam,żeFernandomożepoczekać
ztydzień,skoroczekałsiedemlatdodał.Ale
toprawda,otojesteśmy,anigdyniesądziłem,
żezdo​łamydo​trzećdoAme​ryki.
Itowpo​dróżypo​ślub​nej.
Za​wszeje​ste​śmywpo​dróżypo​ślub​nej.
Pięćlat...
Siedzieliztyłusamolotu(ztyłu,żebyniktgonie
za​uwa​żył)iSig​bjørnpo​ca​ło​wał.