Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
doszwagierek.
—Niezaczynajcieznówszeptać—rzekłaciotka.—Jakietomiłe,
znaleźćsięwdomu,gdziewszyscymówiąszeptem!
—A!otopanSwann.Zapytamygo,czysądzi,żejutrobędzie
ładnie—rzekłojciec.
Matkamyślała,żejednojejsłowomogłobyzatrzećwszystkie
przykrości,jakichwnaszejrodziniemógłdoznaćSwannodczasu
swegomałżeństwa.Znalazłasposób,abygowziąćtrochęnabok.Ale
jaszedłemzanią,niemogłemsięzdobyćnato,żebyjąopuścić
nakrok,myśląc,żezachwilętrzebamibędziezostawićmamę
wjadalniiiśćdoswegopokojubeznadzieiuzyskania,jakwinne
wieczory,tejpociechy,żemnieprzyjdzieuściskać.
—Proszę,panieSwann—rzekła—niechmipanpowiecoś
ocórce;jestempewna,żejużmazamiłowaniedopięknychrzeczy,jak
jejtatuś.
—Ależchodźcieusiąśćzewszystkiminawerandzie—rzekł
dziadek.
Matkamusiałaprzerwać,alenawetztegoprzymusuwydobyła
jednądelikatnąmyślwięcej,jakdobrypoeta,któremutyraniarymu
każeznajdowaćnajwiększepiękności:
—Pomówimyoniej,kiedybędziemysami—rzekłapółgłosem
doSwanna.—Jedyniemamusiagodnajestpanazrozumieć.Jestem
pewna,żejejmamusiabyłabymojegozdania.
Usiedliśmywszyscydokołażelaznegostołu.Byłbymchciałnie
myślećogodzinachtortury,jakiespędzęsamwswoimpokoju,nie
mogącusnąć;starałemsięwytłumaczyćsobie,żeniemajążadnego
znaczenia,skorozapomnęichjutrorano;siliłemsięuczepićmyśli
oprzyszłości,którebymniezaprowadziły,nibymost,pozabliską
iprzerażającąmnieotchłań.Alemójnapiętytroskąduch,stawszysię
wypukłyjakspojrzenie,którewlepiałemwmatkę,nieprzepuszczał
żadnegoobcegowrażenia.Myśliwchodziłydoń,alepodwarunkiem,
żezostawiązewnątrzwszelkielementpięknalubbodajkomizmu,
którybymniewzruszyłlubrozbawił.Jakchory,który,dziękiśrodkowi
znieczulającemu,jestświadomie,alenicnieczując,świadkiem
dokonywanejnanimoperacji,mogłemsobieprzepowiadaćulubione
wierszelubśledzićwysiłki,jakieczyniłdziadek,abynaprowadzić
Swannanarozmowęoksięciud'Audiffret-Pasquier,przyczymwiersze
nieprzynosiłymiżadnegowzruszenia,aowepróbydziadkażadnej