Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Piątek,1września1939
Dąbrówka,Polska
Wakacjeiweekendyzazwyczajspędzaliśmywdomuletniskowym
wDąbrówce,okołosześciukilometrówodWarszawy.Była
toprzytulnawiejskachata,otoczonasademowocowymibujną
roślinnością.Wciążpamiętamdojrzałe,zalegającenaziemiwokół
drzewjabłka,którychniemiałktozebrać,gdynasniebyłodłużejniż
tydzień.Mieliśmyteżtruskawki,brzoskwinie,wiśnieijeżyny.Tata
grabiłliścieigromadziłjenakupkach,którewszędzierozwiewał
wiatr.Mamanatomiasttwierdziła,żetojejdzieńwolnyipodczasgdy
myzajmowaliśmysięogrodem,onabujałasięwhamaku.Tamtego
piątkowegoporankarazemzojcemoddawałemsięrutynowym
obowiązkom,amojasiostrabłąkałasięBógwiegdzie;zawszegdzieś
znikała,gdypotrzebnabyłapomoc.Byłempochłoniętypracą,gdy
naglezoddalidobiegłdźwiękprzypominającybrzęczeniepszczół
takiesamojakwtedy,gdyKrystynazostałazaatakowanaprzezrój,
potym,gdywpadłanagenialnypomysłrzucaniakamieniamiwul.
Brzękstawałsięcorazbardziejwyraźny,więcprzerwałempracę
ispojrzałemwniebo,szukającjegoźródła.Widokbyłprzerażający:
setkisamolotówlecącychwtrójkątnymszykuniemającymkońca.Było
ichtyle,żeprzesłaniałycałenieboirobiłypiekielnyhałas.Zamarłem
osłupiały.Tata,którypracowałnadrugimkońcuogrodu,również
patrzyłwgórę.Najegotwarzywidziałemwypisaneprzerażenie.
Byłempewien,żetesamolotyniezwiastująniczegodobrego.
Mama,którazpoczątkuniemogławydusićanisłowa,terazzaczęła
naswołać,starającsięprzekrzyczećhuksilników.
OmójBoże!ToNiemcy!Atakująnas!Waldek,Krystyna!Omój
Boże,toniemieckiesamoloty!
Nie,toćwiczeniapolskichsamolotówkrzyczałtata,próbując
uspokoić.