Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Maddox
Poczułemznajomepodniecenie,którezawszetowarzyszyłomiprzed
walką.Innipróbowalisięwyciszać,chcielisięskupić.Analizowali
przeciwnika,zastanawialisię,jakgopokonać.Jategonie
potrzebowałem.Przedstarciempozwalałem,abymojamrocznastrona,
którąwsobieukrywałem,wreszciewyszłanaświatłodzienne.
Pozwalałem,abyciałoprzejęłonademnąkontrolę.Wyłączałem
myślenie,pozostawałjedynieczystyinstynkt.Niezastanawiałemsię
nadtym,czycośmisięstanielubczyzrobiękrzywdętemu,zktórym
będęsięmierzył.Podczaswalkitakaanalizaniebyłakonieczna,
awręcznawetzbędna.Strachowłasneżyciesprawiał,żeczłowiek
stawałsięsłaby.Miałcośdostracenia.Jastawiałemnawygraną,nie
naprzeżycie.Idlategobyłemniepokonany.
Odciąłemsięodszeptówinnychzawodników.Niechciałemwtym
momenciesłuchaćichprzechwałek,obaw,planównastępnychwalk.
Gdygdzieśsiępojawiałem,zawszewywoływałemtrzyreakcje
strach,podziwlubpogardę.Jednakżadnaznichniewielemnie
obchodziła.Niewalczyłemdlasławy,pieniędzyczyrozgłosu,
aczkolwiekmiłobyłoniemartwićsięokasę.Tuchodziłoocoś
więcejaleniewieleosóbpotrafiłotozrozumieć.Widzieliwemnie
maszynę.Balisięmnielubchcielimniepokonać.Jajednakmiałem
walkęwekrwi.Byłemdokładnietakisamjakpopieprzonyczłowiek,
którymniespłodził.Tyleżeznalazłemlepszeujściedladrzemiącego
wemniepotwora.
Usłyszałem,jaksędziakażenamwyjść.Wstałemzławki,ale