Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ipołożyłemkwiatynapłycienagrobka.–Widzisz,tobie
teżobiecywałem,żekiedyśpolecimyrazemdokraju,
anigdydotegoniedoszło.Jeśliciętowjakiśsposób
pocieszy,towiedz,żezamiesiącwreszciewyjeżdżam.
Ijużnigdyniebędęwiódłmdłegożyciabezprzypraw,
obiecuję.
*
Otworzyłemdrzwidoklatki,gdynaprogudosłownie
wpadłemnaHarolda.Byłubranywodświętnygarnitur,
najpewniejskropiłsiędośćhojnieperfumami,gdyżich
zapachuderzyłwemnieniczympodmuchhalnegowiatru,
awdłoniachtrzymałbukietkwiatówpodobnychdotych,
któreprzedgodzinązostawiłemnagrobieciotkiNastki.
–Wybieraszsięgdzieś,Haroldzie?–zapytałem
zdezorientowany.
–CzywidziałeśmożeMargaret,młodzieńcze?–zadał
pytanie,jednocześnieignorującmoje,izwróciłsię
domnie,jakprzystałonadobrzewychowanego,
przedwojennegodżentelmena,którymbezwątpieniabył.
Westchnąłemizacząłemgorączkowozastanawiaćsię
nadodpowiedzią.Wiedziałem,żejeszczeprzedwyjazdem
będęmusiałznówupewnićsię,żeopiekasocjalnazajmie
sięnimnależycie.
–Gdyjąspotkasz,powiedzjej,żewróciłem,
młodzieńcze–Haroldmówiłdalej,wykorzystującciszę
zmojejstrony.–Wojnasięskończyła.Wygraliśmy,
amojabiednaMargaretmyśli,żejanieżyję.Chcęsięjej
oświadczyć,awniedługimczasiewziąćzniąślub.
Notak.Pokiwałemgłową.Stądteżtengalowystrój
ikwiatywdłoniachstaruszka.