Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Prolog
DwóchoprawcówzłapałoAnkęzaramionazwiązane
zaplecami.Chwiejniestanęłananogachzdrętwiałych
oddługiegoklęczenia.ZerknęłanaAntka,którybyłchyba
równiebladyjakona,awjegooczachmalowałosiętakie
samoprzerażenie.Poprowadziliichwpobliżemartwego
drzewa.Niktniewiedział,jakimcudemjeszczestałoinie
runęłoprzypierwszymlepszymwietrze.Jegogałęzie,
jakbypowyginaneodreumatyzmu,sterczały
wewszystkiestronyniemeświadectwodawnej
świetności.Ciemnakorajużdawnotemupopękała
zestarości,akorzenie,wktórychodlatniepłynęłysoki,
wiłysięnadziemiąniczymwęże.
OgniskarozsianepocałejGórzerzucaływokół
surrealistycznecienie.Cojakiśczaspłonącedrewno
pękałoztrzaskiem,atysiąceiskierunosiłosię
kuczarnemuniebu.Okrągłyksiężycbeznamiętnie
spoglądałnaziemię,czekającnarzeź.
Rodzeństwostanęłoprzedławkązbitązdwóchkołków
idługiejdeski.Nadniązgrubejgałęzidrzewazwieszały
siępętle.Towszystkostałosięzbytrealne.Anką
wstrząsnąłszloch.Wbiłapiętywziemię.
Nie,nie,nieszeptała,kręcącgłową.
Jednakporywaczeniemielidlaniejlitości.Siłą
dociągnęlidoławkiipostawilinaniej.Chciała
zeskoczyć,odsunąćsięjaknajdalejodstryczka,alektoś
przytknąłjejostrzewłócznidogardła.Poczułaból,kiedy
zimnymetalskaleczyłjejgładkąskórę.
Tużobokstanąłjejbrat.Naszyjezałożonoimpętleije