Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ojakiśpieniek.Odrazuzwróciliuwagęnanienormalnie
szerokorozstawionenogiibosestopy,któreprzylegały
piętamidoziemi.Mężczyznanieżyłoddobrychkilku
godzin–krewnazimnejklatcepiersiowejzdążyłajuż
skrzepnąć.Przeczesaligęstezarośla,alebezefektów.
Buszującpowyspie,spłoszylitylkokilkapiżmaków–jak
jepieszczotliwieokreśliłMadrygałkiewicz–choć
wrzeczywistościbyłytopospoliteszczurzyska.Zwierzaki
podreptałydobrzegu,dałynuradowodyizpyszczkami
nadciemnątafląjezioraodpłynęływnieznanym
kierunku.
–Noicootymwszystkimmyślisz?–zapytałstarszy
sierżant,podnoszączziemizielonylistekdębu.
–Niemyślęowszystkim,alecośmiświta.
Prawdopodobniewjechałdoparkusamochodem.Może
zostałyśladyopon.Znajdziemyje,Madrygał?
Tamtentylkopokręciłprzeczącogłową.
–Alejeślimamrację,tomusiałgdzieśtusię
zatrzymać.–Sadowskiodwróciłsięispojrzałnarząd
ławeczektużprzyasfaltowejścieżce.–Trudnosobie
wyobrazić,abytaszczyłzwłokikilkasetmetrówodgranic
parku.Tobyłobynietylkozbytryzykowne,alepoprostu
głupie.Wyciągnąłzbagażnikapontonalbołódź,zwłoki,
deskiiprzepłynąłnawyspę.Tamzamontowałtęswoją
upiornąkonstrukcję.
–Sugerujesz,żezabiłtegoklientawcześniej
iprzetransportowałzwłokinawyspę?–Madrygałpołożył
listeknaotwartejdłoni.–Wtakimrazietoniezłysiłacz.
–Ktowie?
–Ijechałzezwłokamiprzezcałemiasto?–Woczach
sierżantapojawiłosięniedowierzanie.
–Niewiemy,czyprzezcałe.Wkażdymraziejakoś