Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1
„Bógrzadkodajefory,aleitakzbytczęsto”–pomyślał
podkomisarzRomanSadowskizwrocławskiegowydziału
dowalkizterroremkryminalnym.Stałniemalnad
samymbrzegiemstawu,podrozłożystymigałęziami
dębu,atużobokniegostarszysierżantJerzy
Madrygałkiewiczpaluchamiwnikotynowejżółcinerwowo
dusiłgasnącegopeta.Ciałoznajdowałosięnamalutkiej,
skrytejwchaszczachwysepce,odktórejdzieliłoichjakieś
dziesięćmetrówbrudnejwody.Widzielijeraczejoczami
wyobraźni–całejeziorospowijałamgłastężonaniemal
dokonsystencjiśmietany.Niewiadomo,czynadciągnęła
zporannymichmurami,czymożeraczejwypełzała
zestawu.Rosnącadosamegoniebaścianaspienionej
szarościprzesłaniałaprzeciwległybrzeg.Wpowietrzu
unosiłsięodórspaleniznyizjełczałychjaj.
Niezwyczajnejaknatęporędniairoku.
Wydychaneprzezjeziorowyziewy,jaktchnieniediabła,
gryzływnozdrzaigardło.Falecuchnącegopowietrza
wirowałynadparkiemniczymzarazanad
średniowiecznymgrodem.Ijeszczetanieznośna,
przenikającaubranieciepła,niemaltropikalnawilgoć!
Nawysepcepolicyjniekspercikończylizabezpieczanie
śladów,choćprawieichniedostrzegali.Kilkanaście
metrówdalej,pokolanawwodzie,brodziłnurek,który
wszarychtumanachprzypominałObcegozfilmuRidleya
Scotta.
Przedoczamipolicjantówmajaczyłyzaledwiekontury
niewielkiejwyspyizaryszacumowanegopontonu.Słony
odpotupodkomisarzopuściłgłowę.Stałnaomszałym