Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–zawodnicy,trenerzy,masażyści,bileterzy,sprzątacze…
–Jeślitylkoudałocisiępowstrzymaćzłodzieja,tosię
opłaciło!–powiedziałazdecydowanymtonem.
–Wyobrażaszsobiedziałającebezkarnietakie
pozaczasowegangi?Chaosglobalny!Konieccywilizacji!
–No,bezprzesady…–zaoponowałemłagodnie.
–Nieprzesadzam,sammiprzyznaszrację.Bezkarny
złodziejpoprostubędziesięgaćcorazgłębiej
irozzuchwalonypoczujesiębezkarnie.Togangrena,rak
społeczeństwa!–ucięła.–Jestembardzozadowolona
zesposobuzałatwieniasprawy–pochwaliłamnie.Wstała
ipodałamidłoń.–Zastanowiłamsięizdecydowałam,
conastępuje:byłeśtuumnietylkodwarazy,aletrochę
czasuzajęłociprzygotowanie,więcuznaję,żenależą
cisiępełnetrzydniówki.–Niewypuszczającmojejręki,
poklepałamniepowierzchudłoni.–Jestemnaprawdę
zadowolona.
Niezauważyła,żestojęzrozdziawionąkłapaczką,
jakbymczekał,ażjakiśprzelotnyrójzałożywniej
rojowisko,czyjaksiętotamnazywa.Zachichotała
ipokręciłagłową.Widzącmojezdziwionespojrzenie,
wyjaśniła:
–Wyobraziłamsobieteczterdzieścitysięcykibiców…
Odchrząknąłemzpewnądezaprobatą.Niepodziałało.
Chichotaładalej.Ukłoniłemsięiskierowałemdodrzwi,
zamoimiplecaminarastałśmiech.Postarałemsię
wytrzymaćinieprzyłączyćdozaraźliwegochichotu,
udałosię.Gdypodchodziłemdodrzwiwyjściowych,
dogoniłamnieElisabeth.Trzymaławrękusztywnypłaski
pakuneczekiwyciągaławmoimkierunku.
–CzyJosephjesttwoimojcem?–zapytałem.
–Skądże!
Dygnęłaipodałamipakiecik.Odrazuwłożyłem
godokieszeni.
–Panikazałazapłacić.
–Aha.–Zważyłempaczuszkęwdłoni.Cośsobie