Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
chciałterazkontynuowaćrozmowyzwychowawczynią.Szybkim
krokiemruszyłprzedsiebieiniemowpatrywałsięwsamochód
pogotowia,którystałkilkanaściemetrówdalej.Niedostrzegał,żetłum
rozstępowałsięprzednim,awszyscyobecniodprowadzali
gowzrokiemwstronęambulansu.Drzwidokaretkibyłyzamknięte,
aleBronisławstanowczowniezastukał.
–Błagam!Tamjestmojacórka!–krzyknąłrozpaczliwieipo
chwilowejciszydrzwidelikatniedrgnęły.
–Niemogępanawpuścić,przykromi.Jedziemyznią
doWrocławia.
Bronisławniezdążyłzadaćżadnegopytania,zanimdrzwiponownie
sięzasunęły.Lekkiszmerrozmówzgromadzonegotłumuprzeszył
pochwilidźwięksyreny.Błysnęłykoguty,akołasamochoduzaczęły
siędelikatnietoczyć.Bronisławstałjakwmurowany,ajegociało
opanowywałciężkidookreśleniaból.Czuł,jakzaczynapanoszyćsię
wnimstrach,któryoplataswoimimackamikażdątkankę.Powoli
idokładnie.
–PanieŻytko,wsiadajpan!–usłyszałznajomygłos.Odwrócił
głowęwstronęulicyitużzatłumemdostrzegłtatęAdasia,kolegi
Marysi.–Pojedziemyzakaretką!
KolejnywyrzutadrenalinyruszyłBronisławazmiejsca.
Natychmiastpodbiegłdoautaiusiadłnafotelupasażera.Spodkół
starejvitarywydobyłsiędelikatnypiskisamochódruszył.Bronisław
niebyłwstaniewydobyćzsiebiesłowa,alekierowcaraczejnie
oczekiwałrozmowy.Obajwsłuchiwalisięwdźwięki,którewydawała
karetka.Syrenymilkłypozaterenemzabudowanymigłośnowyły
znowu,kiedytylkowjeżdżalidokolejnychwsileżącychnatrasie
doWrocławia.Bronisławwiedziałotym,żemusizadzwonićdożony,
jednaktrzymałtylkowygaszonytelefonwspoconejdłoni.
Poinformujeją,alezachwilę.Jakjużwszystkosięwyjaśni.Jakjuż
wszystkobędziedobrze.