Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Niewymyślaj!Wiesz,żetwojawiedzaiintuicjasądlanas
bezcenneiniebędziemycięnabatatymarnować!
Świetnie,zatempewniejacyśgówniarzepobilisięogram
marihuany.
–Więcco?–zapytałajużlekkozniecierpliwiona.
–ChłopajakiegośznaleźliwStroniu,telefonbyłwłaśnie.Stary,
sinyizimny,kołotamy.
–Aletrup?–Jejpytaniemiałotylenadzieiwgłosie,żenatychmiast
skarciłasięwmyślach.Cozabzdura,czekaćnaczyjąśśmierć,żeby
wziąćudziałwciekawymśledztwie.Skrzywiłasiędelikatnie,zdając
sobiesprawęzeswojejgafy.
–Yyyy,noprawie…–odpowiedziałpodkomisarzirównieżdodał
dotegolekkoskrzywionąminę.
–Coznaczy„prawie”?
–Nobomyśleli,żetrup,aonsięjednakrusza.Telefonbył,
totrzebapojechaćisprawdzić.
Nie,nieczułazawodu.Zawszelkącenęmusisamasobieuwierzyć,
żetoopadającewniejzwielkimhukiempodniecenietowcalenie
rozczarowanie.
–Iniemożeszjechaćsam?
–Oj,Anitka,słone…
–Niepierdolmituosłoneczkach,Mietek.Robotęmam.–
Wskazałarękąnastertędokumentównaswoimbiurku.
–Tentwójjęzyk,Anitka!–Podkomisarzznowusięroześmiał
ipogroziłjejpalcem.Byłowtymcoś,cobudziłowniej
obrzydzenie.–Nochodź,pojedzieszjakodrugarazemzemną.
Głośnowestchnęła.Zerknęła,jużteraztęsknie,wstronęsterty
papierów,którajeszczeprzedchwiląbudziławniejfrustrację.Potem