Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PIERWSZEKOTYZAPŁOTY
Wkońcuprzyszedłtendzień.Ponieważimię„Rory”
znaczypoirlandzku„RudyKról”,czułamsię,jakbym
miałaiśćnaaudiencję.Ponamyślejednak
zrezygnowałamzreprezentacyjnejsuknibalowej
iubrałamsięnaluzie,wjeansyipodkoszulek.
PodjechałampodszpitalAkacjowaAleja.
WRPAszpitalemająbardzopoetyckienazwy,
naprzykładSłoneczneWzgórze,PorannaStronaczy
Życie.miłodonichzaglądaćjeślisięmusi,
oczywiście.
Udałomisięzaparkowaćiniezabłądzić,cobyłojuż
pierwszymogromnymsukcesem.Zagłębiającsię
wlabiryntyszpitala,zaczęłamszukaćgabinetudoktora
McGoverna.
Znalazłam!
PokójmiałnumerB37,comniebardzoucieszyło,gdyż
siódemkajestmojąszczęśliwąliczbą,więctakraźniej
misięzrobiło.Zapukałam.
Proszęwejść.
Otworzyłamdrzwiiznalazłamsięwpoczekalni
doprywatnychgabinetówlekarzy.Nawetsięnie
denerwowałam,cobyłonastępnymsukcesem.
Poczekalniapołączonazrecepcjąbyłapodzielona
międzydwagabinety,mojegopsychiatryijakiegoś