Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wświątyniprzysięgimałżeńskiej.Marcingopolubił.
Polubiłnawetichdyskusjenatematrolikościoła.Ich
córkępokochałjakwłasnedzieckonajwiększąmiłością,
dojakiejzdolnyjestczłowiek.Możenawetbardziejniż
Annę.Dziewczynkateżgokochała.Mniejniżrodziców,
aletakpowinnobyć.Nazywałagowujkiemipowierzała
muwieledziecięcychsekretów,którychstrzegłzcałą
powagą.Niedawnoskończyładwanaścielatipowoli
przeistaczałasięwpodlotka.Mimożewyraźnie
zarysowaneustaiwysokieczołoodziedziczyłapoojcu,
byłabardzopodobnadomatki.Miałatakisamkoloroczu.
Zadzwoniłtelefon.TobyłaAnna,zupełniejakby
ściągnąłjamyślami.Odczułradośćpomieszaną
zewstydliwympodnieceniem,którejednakzmieniłysię
wstrach,gdyzrozumiał,żejejgłosdrżyodłez.
MożeszprzyjechaćdoszpitalanaNiekłańskiej?
ZMonikąjestbardzoźle.
WidziałMonikęwczoraj,tryskałazdrowiemienergią.
Stachpotężniał.
Zaraztambędę.
Wypadłzdomu,powtarzającsłowamodlitwy.Boże,
pomóżjej.Costałosiętemudziecku?
ZobaczyłAnnę,kiedytylkoprzekroczyłprógszpitala.
Chodziłapokorytarzu,spuchniętaodpłaczu.Jejmąż
siedziałnaławceztwarząukrytąwdłoniach.
Jesteś!zawołała.Niechcąmniewpuścić,aona...
ona...GłosAnnysięzałamał.
OnawalczyożyciepowiedziałZygmunt,podnosząc
głowę.Maoperację.
Marcinmilczał.Gdybyodezwałsięodrazu,zacząłby
krzyczeć,aobiecałsobie,żezachowaspokójzewzględu
naAnnę.