Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ŚRODA8
Żwir,ciężkiodrosy,migotałoświcie.Delikatnie
niebieskamgłaobmywaławierzby,skowronkiwstały.
Cóżzapokazszafranówzłocistych,biedronkakąpała
sięwbladoniebieskimogórecznikulekarskim
otwierałysiębaziekotkipóźniej,wchłodziednia
wracamdodomuprzezżwirmigoczące,opalizujące
światło.Vermeermaczałswójpędzelwtakiejwłaśnie
mie​nią​cejsięsa​mot​no​ści.
PO​NIE​DZIA​ŁEK13
Pierwszydeszczodtygodni,itoraczejniemrawy,choć
napędzanysilnymwiatrem.Ledwozwilżyłżwirprzez
nocjedenzkrzewówrozmarynuzrzuciłliście,tensam,
któryokazałsiętakwrażliwywzeszłymroku.
Rozwiewanewkółkokrokusycałkiemwyrosły,toczą
nierównąwalkęzpodmuchamiwiatru;zanimiwzbiera
morzebryzgającebiałąpianą.Przedpołudniem
pierwszyzżonkiliotworzyłsię,zgiętyniemaldoziemi
przezsurowąpogodę.Modliliśmysięodobry,rzęsisty
deszcz(poprzedniejnocypodlewałemfrontowyogród),
nieota​kiekrót​kiewa​ha​nieizo​ba​rów.
Rzym1946OgrodyBor​ghese
Otożyliśmywmieszkaniuzarekwirowanym
admirałowiCiano,wujkowiministraspraw
za​gra​nicz​nychrząduMus​so​li​niego.
„Iwszedłdoogroduwchłodziednia”,gdziezasadził
„wszystkiedrzewa,dająceprzyjemność”.Każdypark
marzyoraju;samosłowo
pa​ra​dise
poperskuznaczy
ogród.TenkonkretnycieńEdenupierwotnieznajdował
sięnaterenachwilli,którąScipioneBorghese
zbudowałdlasiebiewewczesnychlatachXVIIwieku.
Tutaj,wchłodzieletniegopopołudniajeździłem