Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
uniwersytetu.Coinnegowidziećgonazdjęciach,acoinnegobyć
tutaj.Mócdotknąćkolorowegoszkławoknach,przesunąćpalcami
pozimnych,masywnychścianachczyzbiecpomarmurowych
schodach.
Mimochodemnamoichustachpojawiłsięuśmiech.Pierwszy
odprzyjazdudoBostonu.Tochybadobryprognostyk.Możepoprostu
niebyłamgotowanatyledoznańjednocześnie?Ateraz…Damsobie
radę?
Przechodzącprzezwcześniejzatłoczonyhol,miałamwrażenie,
żeznalazłamsięnaglewinnymmiejscu.Niebyłocicho,aległosy
studentówzbitychwniektórychmiejscachwgrupkinieniosłysiętak
bardzojakwtedy,gdypierwszyrazznalazłamsięwmurach
uniwersytetu.TłumyniezasłaniałyjużpopiersiaWaltaWhitmanaani
tabliczezdjęciamipoprzednichroczników,dziękiczemumogłam
imsięlepiejprzyjrzeć.
Wszyscyciludzieniepostanowilijednakmagiczniewyparować,
aprzenieślisiędozachodniegoskrzydła,doktóregoniestetyija
zmierzałam.Kilkaosóbzkartkamiściśniętymiwdłoniachszukało
swojegopokoju,inniwypakowywalijużswojerzeczy,śmiejącsię
głośnoiplotkująconowymrokuakademickim.
Wieluznichsięznałowykrzykiwaliswojeimionaipadalisobie
wobjęciainnipodawalidłońnowopoznanymkolegom.Tylko
jawśródtegozamieszanianietryskałamenergią.Przemieszczałamsię
jakcień,starającsięomijaćnieznajomychszerokimłukiem.
Przyglądałamsięprzytymukradkiemtabliczkomznumeramipokoi.
Wszystkiepokojenapierwszympiętrzebyłyoznaczonejedynką
napoczątku,więcdrugiepiętromusiałomiećprzypisanenumery
oddwustuwgórę,apokójtrzystadwanaścieczylimójznajdował
sięnatrzecim.
Skierowałamsięzazielonymoznaczeniemwstronęklatki
schodowejisprawniewbiegłamposchodach,nawetniełapiąc