Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przezchwilęstaliśmywmilczeniunaprzeciwkosiebie,wsłuchani
wciszępanującąwmieszkaniu.Patrzyłanamniewnapięciu,czekając
naznak,ażznowubędziemymoglirozmawiać.Niechciałem
godawać.Wiedziałem,żekiedywreszciezapytaoto,ocochce
zapytać,będęmusiałjejodpowiedzieć.Onamniewysłucha,pocieszy,
alewkońcuwyjdzie.Ajazostanęsam.Niechciałemzostaćsam,nie
dzisiaj.Jednakniemiałemnikogo,kogomógłbymprosić,żebyzemną
posiedział.Przeciągałemwięctęchwilętakdługo,jaktylkosiędało.
–Czyjużmożeszmipowiedzieć?–zapytaławkońcu.
–Usiądź.
Zawahałasię,alezrobiłato,ocopoprosiłem.Siadając,obciągnęła
zielonąsukienkę,którasięgałajejdokolan.
–Tocośpoważnego?Jestwszpitalu?
–Nieżyje–odpowiedziałem.
Jejoczyrozszerzyłysięgwałtownie.
–MójBoże–szepnęła.
Zachwiałasię.Przezmomentwyglądałototak,jakbymiała
zemdleć.Pomyślałem,żeniemusiałembyćażtakbezpośredni,
mogłemjakośzłagodzićcios.Tylkożeniepotrafiłem.
Renataoddychałagłęboko.Odniosłemwrażenie,żeodlicza
wmyślachdodziesięciu.Kiedyskończyła,naglesięuspokoiła.
Odwróciłagłowęwbok,wbiławzrokwszafkęzksiążkami.Stałotam
naszezdjęciezwakacji.JaiJanina.Naszeostatniewakacjebezdzieci.
Remontowaliśmywtedymieszkanie,żebyzdążyćprzednarodzinami
Basi.Mieliśmymałopieniędzy,wyskoczyliśmynakilkadni
naMazury.Znaleźliśmystary,rozpadającysięhotelikwybudowany
wczasachPRL-u.Pokojebyłytandetne,meblezesklejki,żarcie
paskudne,łazienkinakorytarzach,aJaninawymiotowałapokażdym
posiłku.Alebyliśmytamszczęśliwi.Ekscytowałonasto,żewkrótce
rozpoczniemynowy,wspaniałyrozdziałnaszegożycia.
Spodziewaliśmysiędziecka,jazaczynałemnową,lepsząpracę
ioczekiwałem,żewkońcubędęzarabiaćtyle,bynieliczyćkażdego
grosza,aJaninaspełniłaswojemarzeniaiwydawałaksiążkę.