Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Roz​dział1
Okłamywałsamsiebie.Każdegokolejnegodniawstawał
złóżkazcorazwiększymtrudem.Kiedywnocy
zadzwoniłtelefon,zawahałsię,nimgoodebrał.Niemiał
jednakwyboru.Byłnasłużbie.Cowięcej,pracatechnika
kryminalnegomiałabyćspełnieniemjegomarzeń.
Przypomniałsobie,jakjeszczewliceumoglądałwywiad
zjednymznajbogatszychludzinaziemi,który
przekonywałdotego,żejeżelidobrzewybierzesięswój
zawód,tonieprzepracujesięwżyciuanijednegodnia.
Wystarczy,żerobiszto,cokochasz,ijuż,otcałarecepta
naszczęścieisukces.Uśmiechnąłsięnawspomnienie
tamtychsłówiswojejłatwowierności,poczymniezbyt
szybkopowlókłsiędołazienki.Sprawdziłtemperaturę
iprognozępogody.Zegarwskazywałpierwszągodzinę,
nazewnątrzpanowałaciemność.Wiatrporuszałnagimi
jużgałęziamidrzewzaoknem.Byłochłodnoiwilgotno.
Mężczyznaubrałsięwciepłysweter,ananiegowłożył
grubąkurtkę.Przedwybraniembutówsprawdził
ponownieprzesłanekoordynatymiejsca,naktórymmiał
sięstawić.Las,możebyćbłotopomyślałiwyjąłzszafy
ocieplanegumowce,którewłożyłdoreklamówki.
Sprawdził,czymaswojąlegitymacjęwportfelu.
Zobaczyłnapisdrukowanymiliterami„Marek
Gołębiewski”orazswojąznaczniemłodszątwarz
nazdjęciu,bezśladuworkówpodoczami,któremiał
teraz,idrugiegopodbródka.Zamknąłportfeliwsadził
godokieszeni.Wsamochodziewysiadła
muklimatyzacja.Żebyodparowaćszyby,musiałuchylić
lekkookno.Zaczęłodmuchaćzimnepowietrze,które
nieprzyjemniewiałowjegogołąszyję.Skuliłsię,
byosłonić,aleniewieletopomogło.Włączyłradio.
Próbowałskupićmyślinatekścielecącejpiosenki,bynie
dopuścićdopodniesieniaakcjisercaizmniejszyć
prawdopodobieństwoatakupaniki,którywostatnim
miesiącumiałjużdwarazy.Jegomyśliuparciewracały