Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
alejąmiał.
–Oceanmateriiżyciowej–wyszeptałbiolog.–Dlawas,dlaciebie.Nadtym
pracowałem.Chciałempołączyćdwieenergiewjednejistocie.Nasząibiologiczną.
Dziennikarzopuściłręceioprzytomniał.
–Czywiesz,zczegopowstałocean?–zapytałzprzekąsem,podkreślającwtensposób
głupotęrozmówcy.–Tościeki,wielkakałużagnojówki–wyjaśniłtakimtonem,jakby
mówił„tydurniu”.
–Ajeśliożywięmaterię?–zapytałkarzeł.
–Wtedyoczywiściebędzieszbogiem!–rzekłzpogardą.–Aletoniewykonalne!
Udowodniłatonaszanauka.
–Jestembogiem!–wrzasnąłkarzeł.–Obalęnaukę.
–Niedamycinatopieniędzy!
–Achciałbyśdostaćjeszczejednożycie?–zapytałkarzeł.
„Czyżbytakreaturaczytaławmyślach?”Zdrugiejstronynietrudnobyłoodgadnąć,
czegopotrzebował,wystarczyłospojrzećnaprzegubyjegorąk.Wciążsięwahał,czy
przyznaćkudłaczowiboskieatrybuty.Ijakiewogólepowinnybyćteatrybuty?
Biologzeskoczyłzbrzeguplatformy.Uczyniłtotakniezręcznie,żenieomalotarłsię
oeleganckąkamizelkędziennikarza.Patrzyłnaniegoprzenikliwymwzrokiem,podczasgdy
tenstrzepywałnieistniejącybrud,którymkarzełmógłgopoplamić.
–Maszrację,tegoniewidać.–Twórcauczyniłaluzjędoniewidocznychpyłków
biologii.–Aleonesą.–Podszedłdookna.–Oceanskładasięzcząstekmałych
iniewidzialnych.Każdajestżyciem.
–Głupstwa!–Dziennikarzwciążczyściłswąkamizelkę,szu,szu,szu,czyniącszybkie
ruchydłonią.
Karzełpochwyciłgonaglezatęrękęipociągnąłjąkusobie.Wysunęłasięzmankietu
koszuli,odsłaniającprzegub.Czarnapętelka,chociażcieniutka,byławyraźniewidoczna.
Unieruchomiłrękędziennikarzawswoichpotężnychłapach.Trzymającjąmocno
iodwracającwnętrzemdłonikugórze,spojrzałmuwoczy.
–Żyjesiętylkoraz!–powiedziałironicznie.
Dziennikarzusiłowałwyrwaćrękę,aleuściskbyłzbytsilny.
–NapewnoodwiedziłeśjużPiekło!Skorotuwróciłeś,niemasznikogonahandel
wymienny.
Puściłjegorękę,któraopadłaijużniedrgnęła.
–Niktniechceumrzećzaciebie–dodał.
–Wiesz,jakkończąbogowie–mruknąłzłowieszczodziennikarz.–Więcmożety?
–Chceszmniezabić?Próbowałeś!
Uczyniłszybkiruchręką.
Zabrzmiałasłodkamuzykaiwielkiedrzwiwścianieotworzyłysięszeroko.Wesoły
korowódchłopcówidziewczątwtoczyłsiędosali.Rozłożyliobrusynapodłodze,obok
nichrozścielilimiękkiematy.Jużzajęlimiejscaizkoszywydobylipółmiskizpotrawami;
odkorkowalikarafkiibutelkizkolorowyminalepkami.Rozpoczęłasięuczta.Pachniały
potrawy,bulgotałynalewanealkohole,dźwięczaływesołeśmiechy.Dziennikarzpatrzył
zzachwytemnaponętneciaładziewczynspoczywającewobjęciachmężczyzn.Potem
przeniósłwzroknaobrusyzastawionepółmiskamizwykwintnymjedzeniem.Wciągnął