Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
izastyglizwyrazemnajwyższegozdumienia,ściskającwręku
świńskiekości.Pewnieniewidzielitakiego…
Żandarmwszedłpostopniachdworcadooszklonychdrzwi,
onzanim,ikiedyujrzałwlustrzanejszybiesweodbicie,tomimowoli
samsięzdumiał,cozaeleganckipan!Spodszerokiegoronda,nie
jakiejśtamszlapy,leczoryginalnegowłoskiegoborsalino,spoglądały
nańzwychudłejtwarzyoczyobceimroczne.Płaszczdemi-saison
znajlepszegołódzkiegoszewiotuwkolorzeperłowym,pokrawiecku
mówiąc,rybiejskórki,zaksamitnymkołnierzykiemwnieco
ciemniejszymodcieniu–leżałjakulał.Widziałosięjeszczespodnie
garnituruwtymsamymstalowoszarymkolorzeiszarelakierki…
„Hrabiagalicyjski”–pomyślałobojętniejakomijanymprzechodniu.
Wrestauracyjnejpoczekalnibufetowyikelnerwybałuszylioczy,
amiejscowynumerowy,posilającysięprzyoknie,dyskretnieschował
talerzzasiebie.Salabyłapustawa,tylkonadszklankąherbatysiedział
jedenwojskowy.Odwróciłsiędonichiwtedyonigopoznali:
Czybisow,PiotrKapitonowicz,porucznikkonwojnejkomandy.
Żandarmstuknąłobcasamiiwziąłpodkozyriok:
–Zdrawiażełajemwaszemubłagorodiu!
–Zdarowo,Bojarszynow…Skądidokąd?
–ZAkatujawiozęzwolnionegonawieczneosiedlenie.
–Tak?Aczypodrodzebędzieszmiałjakieśmiasto?
–Nikakniet,waszebłagorodie.
–Tojakżetygowiezieszwtakimstanie?Wtakiejmaskaradzie
dolasu?
–Abotochodźznimpomieście…Ontrzygodzinybędzie
kupował,bonicniema…
Toonznalazłsposobność,bysięwtrącić:
–Pozwoliciewyjaśnić?
Bystreoczyobrzuciłygoprzenikliwymspojrzeniem.