Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przyglądałmisięszerokootwartymi
ciemnobrązowymioczami,apotemzwinąłwkłębek
iziewnął.Wyglądałnazmęczonego,więcbyłaszansa,
żepodróżminienamspokojnie.
Itakwłaśniebyło.Kilkakilometrówdalejzajechałam
dosklepuprzystacjibenzynowej,kupiłamwodęimałą
paczkępsiegojedzenia.Suczkawychłeptaławodę
irzuciłasięnajedzenie,apotemzasnęłajakzabita.
Cozniązrobić.Możeschronisko?Tobyłoby
najprostszewyjście,aledodziśpamiętałam,jakwiele
lattemuodwiedziłamjednoznichrazemzkoleżanką.
Nigdyniezapomnętychsmutnychoczu,którepatrzyły
namniezzakrat.Potemprzezjakiśczasmiałam
koszmary.Śniłomisię,żebudzęsięwtakiejklatce.
Próbujęsięstamtądwydostać,aleszarpanieikrzyknic
niedają.Jestemnaga,brudnaijestmizimno.Obokstoi
małydrewnianydomek,taki,wktórymbawiąsiędzieci,
iniebezpiecznieprzypominamibudę,aprzynimjest
miskadozupywypełnionawodąitalerzzpodejrzanie
wyglądającąbreją.Czasamimiędzykojcami
przechadzająsięludzie.Niesąnadzyjakja,aleładnie
iczystoubrani.Przyglądająmisię,ajazamiastchować
się,byukryćnagośćibrud,podbiegamdosiatkiiłaszę
się,uśmiecham.Gdzieśwgłębiduszywiem,żetak
trzeba.Wkońcuniktnielubiponuraków.„Możeta?”
pytaktoś.Ktośinnykręcinosemalbowymieniaparę
krytycznychuwagnamójtematipochwiliodchodzą.
Zostajęsama.Jestmipotworniezimno,ogarniamnie
rozpacz.Szarpięzasiatkęipróbujękrzyczeć,żebymnie
stądzabrali,alezmojegogardławydobywasiętylko
żałosnypsiskowyt.