Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Owszem,przywitałsięztąkobietąbardzoczule,aletomożebyćjakaśjegokuzynka
alboszkolnaprzyjaciółka…Albociotka.CzyPawełmamłodsząodsiebieciotkę
oszałamiającejurody?Jakośnigdyniewspominał.Noto…siostracioteczna?Zaniecały
miesiącbiorąślub,więcmożejednaklepiej,żebytobyłarodzina.Choćbydaleka.Anarazie
lepiejniehisteryzowaćinierobićzsiebieidiotki.
Alenogisamejąponiosływkierunkukawiarni.
„Wejdętaminiechsiędzieje,cochce!!!”–zbuntowałasięnagle.
Jednakimbliżejbudynku,tymbardziejzwalniała.Niemogłatakpoprostuwbiecna
salęiwygarnąćPawełkowi,chociażmiałanatowielkąochotę.Poprostuniemogła.Ajeśli
tojednakspotkaniebiznesowe?Albomożetaciotka?Spaliłabysięchybawtedyzewstydu.
Możedlategozamiastdowejściaskierowałasięwbok,nachodnikbiegnącywokół
kawiarni.Przeszłaparękrokówinagleznalazłasięobokwielkiej,przyciemnianejszyby.
Najpierwzobaczyłaodbiciewłasnejszczupłej,całkiemzgrabnejsylwetki,azaraz
potem–tychdwoje.
Siedzieliprzymalutkimstolikuwrogusaliipiliczerwonewino.Brunetkacoś
opowiadała,bawiącsięniedbaledługimsznuremdziwnych,ciemnoczerwonychkorali,a
Pawełsiedziałzasłuchany,gładzącpalcamibrodę,jakzawsze,gdycośgointeresowało.
Nagleroześmiałsię,odrzucającgłowędotyłu.Apotemnachyliłsięwstronębrunetki,coś
powiedziałistuknęlisiękieliszkami.
TegojużbyłodlaBeatkizawiele.Prawiebiegiemzawróciłanaprzystanek,połykając
łzy,którenaglepojawiłysięwilościachniedoopanowania.Jedyne,czegoterazpragnęła,
oczywiścieoprócztego,żebycałatahistoriaokazałasięsnem,toznaleźćsięszybkoi
bezpieczniewdomu.
Machnęłarękąnaprzejeżdżającątaksówkę.Jeszczebytegobrakowało,żebyw
autobusiewszyscysięgapili,jakpłacze.
Wbiegładodomuicisnęłarzeczynapękatąkomodęwprzedpokoju.Byłazbyt
zdenerwowana,żebyjakzwyklepoukładaćwszystkonamiejscu.Zkryształowegolustranad
komodąwyjrzałazaczerwienionaodpłaczutwarz.Rozmazanesmużkituszudorzęstworzyły
napoliczkachdziwnewzory.Beatkaobiemadłońmiodgarnęładotyłukrótkie,jasnewłosy,
którerozczochrałysięniewiadomokiedy,iprzezchwilęprzyglądałasięzrozpaczona
swojemuodbiciu.
–OBoże,jakjawyglądam–jęknęłaipobiegładołazienki.
Apotem,żebyniemyśleć,zabrałasięzasprzątanie.
„Niebędędoniegodzwonić,nibypoco”–powtarzałasobiestanowczo,krzątającsię
nerwowopomieszkaniu,alekiedykomórkaodezwałasiękołosiódmej,rzuciłasięjejszukać
wtakimpośpiechu,żeomałonierozerwałatorebki.
–Cześć,kochanie–zabrzmiałwsłuchawcewesołybarytonPawła.–Cosłychać?
Dzwoniłaś?
Kochanie?Noproszę,jakiobłudny.
–Tak,dzwoniłamkołotrzeciej,alenieodbierałeś…
Chwilaciszy.
–Kołotrzeciej,mówisz?Chybasiedziałemwbiurze,aco?Miałaśdomniejakąś
ważnąsprawę,ptaszku?–jegogłosbrzmiałtaknaturalnieiznajomo,żeBeatceprzez
momentzaczęłosięwydawać,żemożenaprawdęnicsięniestało.
–Chciałamztobątylkoporozmawiać…Szkoda,żenieodebrałeś…
–Byłemdziśzajęty,miałemkilkaważnychspotkań.Nowiesz,zkluczowymi
klientami.
–Topewniebyliścieumówieninamieście?–podsunęła,pełnanadziei,żePaweł
odpowietwierdzącoinastępniewszystkowyjaśni.
5